28 marca 2017

Razowy kuskus na rukoli i kanapkach z bakłażana z mozzarellą

Różne są podejścia do gotowania. Podobno kobiety dzielą się na te które wolą gotować i te które lubią sprzątać. Jak rozmawiam z kobietami to zarysowują się wyraźne grupy zwolenniczek obu zajęć. Jeszcze nie spotkałam takiej, która w tym samym stopniu lubiłaby obie czynności. Co ciekawe, wokół mnie większość woli sprzątać. Są też oczywiście takie co to nie lubią ani tego, ani tamtego. Ale o tym może innym razem. O sprzątaniu nie będę pisać, bo jak się domyślacie nie jest to mój konik. Owszem, lubię porządek. Ale wolę gotować. Argumentem za sprzątaniem jest to, że jak się posprząta to porządek widać dłużej, niż to danie, nad którym czasem parę godzin się ślęczy w kuchni. Hmmm. Coś w tym jest. Choć nie do końca, szczególnie jak się ma małe, ruchliwe dzieciaczki, albo bałaganiarski zmysł. Porządek potrafi zniknąć równie szybko, jak domowa pizza ze śmietaną, cebulą i boczkiem. Jedzenie rzeczywiście potrafi znikać, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale ile potem jest roboty dla kobiety lubiącej sprzątać ! Cały stos naczyń, no chyba że ma się na wyposażeniu domu zmywarkę. Taka sałatka z kuskusem na rukoli z bakłażanem wespół z mozzarellą potrafi zniknąć tak nagle jak dżin z lampy. Ale warto zrobić, widząc zadowolone twarze domowników. Bo to jest najważniejsze. 


300 gr razowego kuskusu
2 średnie bakłażany
1 kulka mozzarelli
2 garście rukoli
1 garść pestek dyni
kilkanaście suszonych pomidorów
garść oliwek
pęczek szczypiorku
2 gałązki selera naciowego 
sok z 1 cytryny
sól do smaku 
wędzone płatki papryki ostrej
garść pestek granatu
parę rodzynek 
parę łyżek oleju z zalewy suszonych pomidorów
olej do smażenia 

Bakłażan kroimy na skos w plastry grubości około 1 cm. Obsypujemy solą i odstawiamy na durszlak na 30 minut. Po tym czasie spłukujemy sól i osuszamy. Smażymy na małej ilości tłuszczu na patelni grillowej z obu stron. Gotujemy kuskus około 8 minut. Mozzarellę kroimy w plastry niezbyt grube.  Na stronę grillowaną bakłażana kładziemy plasterek mozzarelli i przykrywamy plastrem bakłażana grillowanym z obu stron. Trzymamy na patelni, aż ser w środku się rozpuści. Rukolę myjemy i osuszamy. Układamy na dużym talerzu. Do ugotowanego kuskusu, odsączonego z wody dodajemy pokrojone : suszone pomidory, seler naciowy, oliwki, szczypior oraz sparzone rodzynki i uprażone na suchej patelni pestki dyni. Dosmaczamy solą i wędzonymi płatkami ostrej papryki. Dodajemy olej z zalewy z suszonych pomidorów oraz sok z cytryny. Dobrze mieszamy. Na rukoli układamy kanapki z bakłażana, na to kuskus z dodatkami. Posypujemy wszystko pestkami granatu.


26 marca 2017

Scones. Brytyjskie śniadania.

Cesca jako kobieta bez potomstwa, kiedyś zwana po prostu starą panną pasjonowała się literaturą, w której też występowały postacie podobne do niej. A może to ona się do nich chciała upodobnić ? W końcu też wybrała opiekowanie się dziećmi, których sama nie miała. Mary Poppins zjawiła się w Londynie, a tam zapewne w kuchni były robione bułeczki śniadaniowe SCONES, choć pochodzą ze Szkocji, to przyjęły się na całej wyspie. Pyszne zwłaszcza z domową konfiturą. Chciała je zrobić i Cesca, jednak zdobycie przepisu nie wydawało się proste w tamtych  czasach PRL. Przepisy szczególnie zagraniczne, były tak przekształcane że nijak nie przypominały już oryginałów. Po paru miesiącach przepis przyjechał z Edynburga razem z jednym naukowcem. W zamian obiecała upiec te bułeczki. Przepis był w oryginale. Występował tam jednak jakiś dziwny rodzaj mąki. Self raising flour. Co to jest ? Mąka swojej świadomości ??? Samoświadoma siebie mąka ? Cesca nie była przecież anglistką. Znów musiała poszukać pomocy i znów obiecała bułeczki. Kto by pomyślał ? To zwykła mąka pszenna z dodatkiem środków spulchniających? Naprawdę ? To nie chce im się nawet do mąki dodać proszku do pieczenia ? To ją zdumiało całkowicie. No to teraz trzeba zebrać składniki.  Tu obiecała bułeczki i tam też i w końcu mogła je zrobić. Tylko ile ona teraz tego będzie musiała upiec ???


Widziałam w kilku programach kulinarnych te bułeczki i miałam ochotę je zrobić. U mnie problem stanowiła taka foremka w ząbki. No, wiem można normalnie okrągłą zrobić, ale...Nie zamierzałam jednak zapożyczyć się bułeczkowo jak Cesca. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Raz przyszła do mnie Sąsiadka i spytała czy nie chcę takiego czegoś, bo ona od kogoś dostała i za bardzo nie wie do czego to konkretnie. A ja na pewno znajdę zastosowanie. I podała mi foremki do ciastek w pudełku. Jedno z nich było właśnie takie, jakiego potrzebowałam do scones. Składniki są proste i miałam je w domu. 

Przed pieczeniem


450 gr mąki pszennej
300 ml mleka lub maślanki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 łyżeczki sody
75 gr masła
2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli

Ze wszystkich składników zagniatamy ciasto. Zostawiamy parę łyżek mleka. Ciasto powinno być plastyczne, nie zbite. Wałkujemy ciasto na grubość ok 2 cm. Wykrawamy okrągłe ciastka, najlepiej formą w ząbki, ale to nie jest konieczne. Układamy wykrawane formy na papierze do pieczenia. Nie układamy ściśle obok siebie.  Każda bułeczkę smarujemy mlekiem, przy użyciu pędzelka. Pieczemy około 15 minut w temperaturze ok 200 stopni C. Podajemy gorące najlepiej. Same, z konfiturą albo posmarowane masełkiem aż skapuje po palcach. Mniam....





25 marca 2017

Ajercwibele. Żydowska sałatka z jajek.

Gdy po raz trafiłam do restauracji z potrawami żydowskimi w Warszawie na Próżnej byłam nastawiona na próbowanie różnych typowych potraw. Akurat trwał festiwal i kosztowaniu towarzyszył śpiew jakiejś pani : laj laj laj laj laj laj. Melodię pamiętam do dziś. Towarzyszyła nam ona w części wizyty w tej restauracji. Spróbowałam wtedy po raz pierwszy dwóch past - sałatek, bardzo znanego żydowskiego kawioru oraz ajercwibele. Z przyczyn oczywistych ta ostatnia pasta mnie zaintrygowała bardziej. Dodatek cebuli, tutaj przed pomieszaniem z resztą składników posolonej, by pozbawić cebulę ewentualnej goryczki. Bardzo ważnym dodatkiem jest oczywiście tłuszcz gęsi. To on  nadaje specyficzny smak tej potrawie. Owszem można zastąpić go np. masłem, ale to już nie jest ten smak. Bardziej przypomina wtedy klasyczną pastę robioną w moim domu rodzinnym od czasu do czasu w piątek.  


6 jajek
1 średnia cebula
2 łyżki smalcu z gęsi
sól do smaku
świeżo zmielony biały pieprz lub czarny 
natka pietruszki ( opcja )

Ugotować jajka na twardo, obrać i drobno posiekać. Cebulę drobno posiekać, posolić i odstawić na 20 minut. Jajka pomieszać dobrze z cebulą, dodać tłuszcz gęsi. Posolić do smaku. Dodać świeżo starty pieprz czarny. Można posypać pietruszką. Serwować z pieczywem. 

21 marca 2017

Przedwiośnie. Zupa krem z selera korzeniowego.

Przedwiośnie. Już nie zima, jeszcze nie wiosna, chodź astronomicznie i kalendarzowo tak. Kwitnie podbiał pospolity ( na dolnym zdjęciu ). Nadal nie czas na nowalijki, no chyba że chcemy najeść się trawiastych, nabuzowanych chemikaliami wytworów. Jemy, to co sezonowe. Bulwy, kapusty. Niedawno odkryłam urok SELERA KORZENIOWEGO. Zazwyczaj ten beżowo- szary głowiasty jejmość był raczej z niechęcią spożywany. Jako warzywa z rosołu nikt nie chciał go jeść, bo podczas gotowania robił się wodnisty i mało smaczny. W sałatce warzywnej dopiero dobrze współgrał z pozostałymi składnikami. Raz jadłam dobrą zupę selerową na spotkaniu Zdrowo Podjeść, ale była z karmelizowanymi selerami. Gdy dostałam kilka główek nie bardzo wiedziałam co z nich zrobić. I przypomniała mi się tamta pyszna zupa. Seler przesmażony na dużym ogniu zyskuje wiele słodyczy, choć robi się bardziej kaloryczny. Pomyślałam, że z samych selerów zupa może być zbyt ostra i dodałam ziemniaków dla złagodzenia smaku. Dlaczego obok jest serce ? Bo seler to afrodyzjak. Podobno ;) Na pewno jest bardzo smaczny, wystarczy go dobrze przyrządzić. 


2 średnie selery korzeniowe
70 dag ziemniaków
olej do smażenia
2 łyżki masła
sól do smaku 
biały pieprz do smaku
1/2 szklanki śmietany ( opcja )
duża garść orzechów włoskich
płatki kokosa suszone ( opcja )
szczypiorek

Seler obieramy ze skóry, wydłubujemy oczka. Kroimy w kostkę średniej wielkości. Na patelni z olejem i masłem przesmażamy, aż seler zacznie się robić lekko brązowy, ale nie można doprowadzić do przypalenia. Ziemniaki obieramy i kroimy w ćwiartki. Zalewamy wodą i dodajemy następnie seler. Gotujemy razem, aż warzywa są miękkie. Miksujemy i doprawiamy do smaku solą i białym pieprzem. Można dodać śmietany, ale to nie jest konieczne. Podajemy gorącą posypaną uprażonymi na suchej patelni orzechami włoskimi i płatkami kokosa. Można posypać drobnym szczypiorkiem, jak już się pojawi we właściwym czasie. Albo kwiatami podbiału ;)

Podbiał pospolity


19 marca 2017

Uzyskiwanie soku z brzozy. Piaski Mazowsza.

Zapowiadano deszcz. Obudziłam się i spojrzałam za okno. Piękne słońce świeciło przez zasłonki. Będzie dobrze pomyślałam i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Oby taka pogoda towarzyszyła nam na warsztacie. Wszak będzie się odbywał na dworze. Jednak stopniowo pogoda się psuła. Po przyjeździe na miejsce po promykach słońca już nie było śladu, za to było bardzo zimno. I stopniowo robiło się coraz bardziej zimno, wilgotno. A jak już warsztat się zaczął to z nim deszcz przyszedł. Ale to nam nie przeszkadzało, by zacząć wiercić dziurki w brzozach. Bo teraz jest odpowiedni czas na pozyskanie oskoły. Warsztaty prowadził Karol Szurdak- Etnobotanika w praktyce. 


Zawsze bardzo chciałam zobaczyć  jak się to robi, od dziecka lubiłam brzozy. Wywołują u mnie uczucia jakiejś nostalgii, tęsknoty za wiejskim krajobrazem i kresami.
Do wyboru mieliśmy trzy rodzaje wiertarek. Ja akurat wybrałam wersję najbardziej zmechanizowaną. Można też wiercić ręczną wiertarką. 


Trudno mi było tylko dobrze wbić rurkę w korę. Tu potrzebowałam pomocy naszego prowadzącego.  Nie miałam tyle siły by ją dobrze wbić. Nie można wbić za głęboko i zbyt płytko. 


Rurka powinna być wbita na takiej wysokości, by łatwo podstawić naczynie do zbierania oskoły. Gdy małymi kroplami sok spływał do butelek, my ruszyliśmy na poszukiwania ciekawych i użytecznych roślin, które już można zbierać, rwać i wykopywać. 


Ten grzyb pasożytujący na brzozach to białoporek brzozowy. Jest niejadalny, ale badania naukowe wykazały, że ma właściwości antyrakowe. Odpowiedni na trudno gojące się rany.  


Czy już czujecie że nadchodzi wiosna ?


Nawłoć kanadyjska. Gatunek inwazyjny, ale ma swoje zalety zdrowotnościowe.




Nie wszystkie rośliny nadają się do zjadania, niektóre są po prostu piękne ! Znaleźliśmy młode listki szczawiu i wrotycza. 


Kosmaczek jest pospolity na terenach nizinnych, a więc często występuje na płaskim Mazowszu. Ma charakterystyczne owłosione liście, o lekko gorzkim smaku. 


Kobylaka ( nazwa ludowa) łatwo namierzyć na łąkach. Ma zastosowanie lecznicze, a nie jadalne. Znaleźliśmy również dziką marchew oraz korzeń wiesiołka. 


Pojawiły się już małe pączki podbiału pospolitego. To pierwszy zwiastun wiosny ! Można jej szukać na terenach podmokłych.  Roślina lecznicza. Można jeść teraz  kwiatki. Na warsztacie u Łukasza Łuczaja robiliśmy gołąbki w jego liściach. 


Niestety nie dało się długo chodzić po dzikich ostępach, bo padało coraz bardziej. A ręce mi zmarzły bardziej niż w środku zimy. Nawet nie notowałam, co zazwyczaj robię, przez to umknęło mi sporo wiadomości. Trochę zapamiętałam, czym się dzielę. Za to mam dobrą wieść -WIOSNA IDZIE ! 

17 marca 2017

Paluszki serowe. Pochwała powolności.

To jest prosta i szybka przekąska sama w sobie do piwa, albo do zup różnych. Zawsze można kupić gotowe dodatki do zup, krakersy, groszek ptysiowy czy inne wynalazki, typu gotowe sosy. Obecnie gotowce zaczynają stanowić większość produktów w sklepach spożywczych. Mnie to niepokoi. Ale większość jest chyba zachwycona, że ich coraz więcej do wyboru. Kiedyś usłyszałam od koleżanki, że nie ma sensu się tak męczyć jak ja i gotować od podstaw. Przecież są gotowe sosy do makaronu w słoiczkach, gotowe mieszanki do potraw w torebkach typu rozbełtaj w wodzie i dodaj do mięsa. Albo gotowe frytki czy wstępnie przyrządzone mięsa w panierkach. Ona robi obiad w 15 minut i potem ma spokój do końca dnia.  Karmi tak swoją rodzinę już kilkanaście lat. Można i tak. Ja też tak od podstaw nie gotuję na co dzień. Bo dla mnie od podstaw to np jest robienie swojego makaronu. A ja jednak zazwyczaj korzystam z gotowych, choć dobrej jakości. Ale z gotowych sosów, dań w proszku, instant raczej nie korzystam. Dlaczego ? Ponieważ te produkty są zazwyczaj nafaszerowane rożnymi dziwnym dodatkami. Wszędzie prawie jest dodawany rafinowany, niezdrowy olej palmowy- pozbawiony koloru i smaku. I jeszcze jest on ukrywany pod różnymi nazwami.  Kiedyś widziałam prawdziwy olej palmowy, używany przez Afrykańczyków mieszkających w Polsce. Można go dostać w sklepie z afrykańskimi produktami. Jest czerwony i ma smak. A kupny groszek ptysiowy jest jak dla mnie niesmaczny. To już wolę zrobić grzanki z razowego chleba na oleju z czosnkiem - na szybko ! Albo te paluszki serowe. Warto zrobić podwójną porcję, bo są pyszne. 


Składniki
100 gr białego półtłustego sera
100 gr masła
100 gr mąki pszennej
jajko 
sól do smaku
ulubione przyprawy do posypania

Ser, masło i mąkę pszenną dobrze wymieszać i dosolić do smaku. Rozwałkować i wycinać podłużne wałeczki. Mogą być skręcone. Posmarować każdy jajkiem i posypać ulubionymi przyprawami. Świetnie pasuje czarnuszka, sezam biały czy czarny, kminek koptyjski, kmin rzymski czy kminek. Układać na blasze. Piec około 15 minut w temperaturze 180 stopni C. Paluszki powinny się lekko zrumienić. Smacznego. 



16 marca 2017

Risotto z koprem włoskim. Risi coi fenoci

To było pierwsze risotto jakie zrobiłam w życiu. Kupiłam wtedy koper włoski i nie bardzo wiedziałam co z nim zrobić. Pachniał wspaniale, anyżkowo. Co z tego, skoro nie wiedziałam co z num zrobić. W książce o wegetariańskiej kuchni włoskiej Paolo Gavina znalazłam przepis, który mnie zachwycił od pierwszego przeczytania. To danie z Wenecji Euganejskiej. Od tamtego czasu robię je dość często, jak się uda mi kupić oczywiście koper włoski. To bardzo prosty przepis, z użyciem niewielu składników. Czasem zmieniam recepturę i do tego wegetariańskiego przepisu dorzucam trochę pancetty. Ale to nie jest konieczne. Zamiast parmezanu daję pecorino. Smak dania jest bardzo konkretny. A to za sprawą właśnie kopru włoskiego. Chyba niewiele osób zna jego zalety. Ma działanie mlekopędne, wiatropędne i dobrze serwować go w czasie gdy organizm męczą kaszle. Warzywo zawiera olejki eteryczne podobne do anyżu. 


Składniki
25o gr ryżu arborio
1 średnia cebula
2 małe kopry włoskie
1,5 litra wywaru z warzyw
2  łyżki masła
olej do smażenia
kawałek pecorino
sól do smaku
czarny pieprz

Na oleju smażymy bardzo drobno pokrojoną cebulę oraz koper włoski. Z kopru trzeba odkroić twarde kawałki, a zielone gałązki odłożyć do posypania. Na tych kawałkach kopru włoskiego oraz warzyw ugotować  wywar pół godziny przed przystąpieniem do robienia risotta, lub gotowy podgrzać. Gdy warzywa już się zeszklą dodajemy ryż i też przesmażamy, tak by zrobił się szklisty. Wtedy porcjami wlewamy gorący wywar. Ja wlewam jednorazowo zawartość łyżki wazowej. Mieszamy, aż ryż wchłonie płyn. Czynność powtarzamy do momentu, aż ryż jest gotowy. Miękki, ale nie rozgotowany. Solimy do smaku. Dodajemy masło. Mieszamy i podajemy gorące posypane serem pecorino startym i zielonymi gałązkami kopru włoskiego. 





13 marca 2017

Tofu w panko, czyli đậu phụ chiên xù z kolczochem w sosie. Wietnam na pałeczkach.

Wiedziałam, że kiedyś głównym bohaterem mojego wpisu będzie TOFU. Dla niektórych to główny składnik pożywienia. Znam takie osoby. Dla niektórych to coś co nie ma zapachu i smakuje jak tektura. Już robiłam dania z tofu, od kiedy mogę je kupić świeże u Wietnamczyków. Np te z pastą mam tep chung. Ale to zawsze tofu było dodatkiem. A tu tofu jest głównym składnikiem. Panierowane w domowym panko i smażone w głębokim tłuszczu. To đậu phụ chiên xù podane na lekko chrupkim kolczochu w smakowitym sosie. Takim daniem, tylko na innych warzywach zostałam poczęstowana w Viet Street Food Bistro na Saskiej Kępie. Oto link do mojej recenzji. Miejsce ze smakiem.  Kiedyś kupiłam z ciekawości  gotowe panko w torebce, nie wiedząc co to jest. Potem doczytałam, że to rodzaj panierki japońskiej, z grubo tartej bułki pszennej. Co ciekawe w składzie oprócz tej bułki było z pół tablicy Mendelejewa. Zakup kolejnej torebki w krzykliwych kolorach  jakoś mnie nie zachęcał, mimo ze już kilkakrotnie przymierzałam się do kupna. Sama zrobiłam w końcu to panko, może nie tak ortodoksyjne jak potrzeba, ale za to zdrowsze niż kupne. A teraz przejdźmy do tajemniczego jejmościa KOLCZOCHA. To warzywo jest z dyniowatych, choć w istocie jest podobne w smaku i teksturze do kalarepki. Warto kupić jak się uda znaleźć. Kolczochy kupiłam w Wólce Kosowskiej, już nie po raz pierwszy. Ale możecie zamiast go dodać fasolkę szparagową czy szparagi w odpowiednim sezonie. 



2 kawałki tofu naturalnego( ok 360 gr )
2 łyżki mąki pszennej do panierki 
1 bułka pszenna bardzo grubo  starta
olej do smażenia głębokiego
1 jajko
świeżo zmielony pieprz
sól 

1 kolczoch lub 1 kalarepka
2 małe ząbki czosnku
1 szklanka bulionu mięsnego lub warzywnego
1 płaska łyżka mąki pszennej do sosu
3 łyżki sosu rybnego (opcja )
1 łyżka sosu ostrygowego 
1 łyżka słodkiego sosu sojowego indonezyjskiego ( lub łyżeczka cukru )
2 łyżki sosu sojowego jasnego
olej do smażenia


zielenina do dekoracji i smaku ( kolendra, szczypior )


Tofu kroimy w kostkę, taką na jeden kęs. Solimy i pieprzymy do smaku. Obtaczamy w mące pszennej, panierujemy w rozbełtanym jajku, następnie w bułce tartej i smażymy na głębokim oleju na złoto. Odsączamy z nadmiaru tłuszczu.
Kolczoch kroimy w podłużne paski. Chwilę przesmażamy na oleju, dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę. Chwilę smażymy i dolewamy bulion z rozmąconą łyżką mąki oraz dodajemy sosy. Nie należy się zbytnio sugerować przepisem w doborze tych sosów, to mój dobór, z przewagą sosu rybnego. Można dodawać je wg swojego smaku. Warzywa powinny pozostać chrupkie, a nie rozgotowane.
Na porcję warzyw z sosem wykładamy kostki usmażonego tofu. Posypujemy zieleniną. U mnie akurat zabrakło. 




11 marca 2017

Polesia smaki znane i poznane.

Polesie było mi do tej pory mało znane. Mój kierunek wschód to były zazwyczaj obszary Podlasia, Ziemi Suwalskiej albo  Bieszczady i Beskid Niski. Tym razem wybór padł na tereny niedaleko Włodawy. Byłam co prawda kiedyś w Sobiborze na plenerze fotograficznym. Ale wtedy nie skupiałam się na aspektach kulinarnych, choć sporo rozmawiałam z gospodynią tamtejszego gospodarstwa agroturystycznego, głównie o jedzeniu. Przed samym wyjazdem dostałam od Niej nawet kapustę kiszoną w główce. Ona sama nie miała na nią pomysłu. 
Ferie zimowe, to nie czas turystyczny na Polesiu. Czasem mieliśmy wrażenie, że tylko my tam jesteśmy turystami. Codziennie zatrzymywała nas straż graniczna, pewnie z uwagi na obcą rejestrację. Tym razem trzeba było zdać się na żywienie się w rożnych barach i restauracjach.  Udało się coś ciekawego znaleźć, mimo że pani z informacji turystycznej w jednym z miast na Polesiu powiedziała, że na Polesiu kuchni regionalnej nie ma. " Bo jaka to miałaby być ? " - zapytała i spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi. Taka postawa osoby pracującej w takim miejscu mnie na tyle zdziwiła, że nie odpowiedziałam. Pani sama zaczęła sobie odpowiadać na pytanie wcześniej postawione. " Może jakaś ukraińsko- polska, a może latem coś tam by pani znalazła coś takiego ".  To mnie nie zraziło. 


Placek ziemniaczany ze schabowym w środku, czyli PLACEK KODEŃSKI. Połączenie całkiem niezłe, tylko niepotrzebnie dodano żółty ser. Pierwszy posiłek w Kodniu był bardzo udany. Oprócz placka były jeszcze pierogi z różnym nadzieniem, całkiem smaczne. Jedne były z nieznanym mi jeszcze farszem z brązową soczewicą. W Kodniu można kupić w  sklepie przy sanktuarium suszone zioła, nalewki i inne mikstury z ziołami. Ja kupiłam jeżówkę oraz hyzop. 


Prawdziwym odkryciem był POMIDORY  W GALARETCE  zakupione w sklepiku przy prawosławnym klasztorze w Jabłecznej. Przepyszne pomidory, nie za miękkie i nie za twarde. A galaretka bardzo dobra. Świetna przekąska do wędliny. Chętnie poznałabym na nie przepis, tak bardzo mi smakowały. Podobno potrawy serwowane w kuchni monatyru są znakomite, np. znane z kuchni mojej babci pierogi z jabłkami z cynamonem. Przyprawia się je tam miejscowym miodem, jaki można też kupić w sklepiku. Oprócz wymienionych były tam też różne dżemy, konfitury oraz ogórki w ketchupie. Zakupiłam jedną sztukę i powiem że całkiem niezłe. Choć nie jest to wyrób, na który receptura przetrwała wieki. 



Mieszkając na kwaterze w Sławatyczach dowiedziałam się o potrawach robionych przez mieszkających niedaleko, bo w Mościcach Dolnych Olędrach. Robili oni  wyśmienite sery oraz pierogi z  sera i startych suszonych owoców. 


W Sławatyczach, gdzie mieszkaliśmy nie było żadnego miejsca, gdzie można było zjeść. A zimowa pora nie pozwalała, by odpuścić sobie zjedzenie ciepłego posiłku. Tam organizm łaknął sycących, tłustych dań, które rozgrzeją i dadzą siłę na zwiedzanie w taką mroźną pogodę. W Hannie można było zjeść dobre kartacze, różne rodzaje pierogów, niezłe zupy w tym flaczki. 


W Chełmie, bardzo mroźnym tego dnia zjedliśmy po pączku. Ale za to na miejscowym targu udało mi się kupić PIELMIENICĘ u pani która przyjechała z Ukrainy. Teren przygraniczny ma swoje plusy. Warto było więc było odwiedzić Chełm.


W Terespolu trafiliśmy na dobrą solijankę, można ją w zasadzie zaliczyć do dań jakie bieżeńcy, a było ich sporo z tych terenów  mogli przywieźć z Rosji. A może po prostu inspiracja kuchnią rosyjską ? 


Zamówiłam to ciasto cynamonowe, myśląc że będzie przypominało szwedzkie bułeczki cynamonowe. Ale to było coś zupełnie innego i bardzo dobre. Mocno czekoladowe ciasto przełożone kremem o smaku cynamonowym. Udało mi się nawet uzyskać przepis na ten krem. 



FORSZMAK LUBELSKI odkryłam we Włodawie. Zupa w stylu solijanki z ogórkami kiszonym, ale bez oliwek i cytryny. Zamiast mięsa są skrawki różnych wędlin.  Choć wydaje mi się że jak kiedyś o niej czytałam jakieś mięso tam jednak było. Ale ta wersja była barowa, jak mniemam. We Włodawie też był duży wybór pierogów z różnymi nadzieniami. 
To bardzo stronniczy wybór i przegląd tego co moze nas czekać na Polesiu. Może rzeczywiście w okresie letnim wybór potraw jest większy. Wszak byliśmy nie w sezonie. 

09 marca 2017

Karczma Zaborów w Zaborowie



Wracając  z Kampinoskiego Parku Narodowego warto wstąpić na gorący posiłek do Karczmy Zaborów w Zaborowie, już wracając do Warszawy. Dość ciekawie urządzone miejsce, wydaje się szczególnie przyjazne dla rodzin z dziećmi. Wybór dań nie jest za duży, co ma swoją zaletę, że nie ma takiego problemu przy zamawianiu. Zbyt duża karta przytłacza i ma się wrażenie, że nie wszystko jest w kuchni i nie wszystko jest świeże. 


Wszyscy mieliśmy ochotę na tatara, najmłodszy syn też, chociaż nie zna dania, ale widzi że my jemy to on też by chciał chociaż spróbować. Podejrzewam że by mu smakował. Tatar -umami w czystej postaci. No, ale oczywiście nie dostał. Czy znacie test na tatara ? Jak w restauracji tatar jest dobry, to zazwyczaj reszta też jest dobra. A tatar był bardzo dobry. Został zjedzony z dużym smakiem i z żółtkiem jajka. 


Bardzo podobała mi się opcja zamawiania większego talerza zupy, co dla mnie jest bardzo kuszące. Często wolę zjeść duży talerz gorącej, pysznej zupy niż małą zupę i jeszcze drugie danie. Wybór padł na flaczki, które okazały się bardzo smakowite. Specjał dla moich chłopaków,  które je uwielbiają. 


Ja miałam ochotę na żurek od rana i bardzo się ucieszyłam, że był akurat w karcie. I to w dużej wersji. Ta ochota do spożywania dużej porcji zupy wzięła się ze zwyczaju zjadania dużej porcji Pho Bo i chyba przełożyła się na spożywanie innych zup. Były jeszcze bardzo dobre kawy z ekspresu. Na pewno wrócimy niebawem. 


07 marca 2017

Makaron z bakłażanem.

Dania z makaronami łatwo i szybko zrobić, no chyba że ma się czas i ochotę robić samodzielnie makaron. Czasem tak bywa, w sobotnie chmurne południe, aż ma się ochotę trochę pomiętosić ciasto. Wtedy czas zrobienia takiej potrawy znacznie się wydłuża. Ale zazwyczaj korzysta się z makaronów gotowych  różnej maści. Ja często kupuję włoskie, smakowe. Ostatnio nawet kupiłam taki o smaku cytrynowym, już go widzę z konkretnymi dodatkami. Ale wróćmy do makaronu z bakłażanem. Zawsze mnie denerwowało, że bakłażan wrzucony do sosu robi się skapcaniały, traci kształt i smak. Jest sposób, by bakłażan pozostał jędrny i smakowity. Trzeba go przygotować oddzielnie i na końcu dodać na wierzch dania, ale nie do sosu. Efekt znakomity. Rozwiązanie dobre dla tych, którzy za bakłażanem nie przepadają. Bo to danie jest znakomite również bez bakłażana. Klasyczne. To dość proste i szybkie danie, na codzienny obiad. 


2 średnie bakłażany
500 gr makaronu
1 średnia cebula
3 - 4 ząbki czosnku
500 gr passaty pomidorowej
1 łyżeczka cukru ( opcja )
sól 
świeżo zmielony pieprz
olej do smażenia
świeże liście bazylii ( opcja )

Bakłażana pokrojonego w kostkę solimy i odstawiamy na sitko na około pół godziny. Na patelni smażymy drobno pokrojoną cebulę, a następnie dodajemy passatę pomidorową oraz zmiażdżony czosnek, solimy do smaku. Można dodać trochę cukru, gdy sos pomidorowy jest zbyt kwaśny w celu zbalansowania smaku. Makaron gotujemy al dente. Bakłażan płuczemy z nadmiaru soli, osuszamy i szybko smażymy na oleju. Odkładamy go na papierowe ręczniki, by odsączyć z nadmiaru tłuszczu. Ugotowany makaron wrzucamy do cedzaka, by osączyć go z wody i wrzucamy całość do sosu i mieszamy razem dość intensywnie. Makaron powinien być dokładnie pokryty sosem. Układamy porcję na talerzu, posypujemy kawałkami bakłażana. Można posypać listkami świeżej bazylii. 

05 marca 2017

Zupa rosyjska Swietoczki.

Już nie pamiętam dokładnie daty, kiedy założyłam swój pierwszy zeszyt z przepisami. Moja Mama ma kilkadziesiąt luźnych kartek w jednej okładce. Ma to swoje plusy i minusy. Plus jest taki, że można przepis wyjąć, położyć i korzystać do woli. Minus taki, że kartki za każdym razem mają inne położenie, trudno coś namierzyć, a przy odrobinie pecha rozsypują się po kuchni. Dlatego postanowiłam jednak założyć zeszyt. Przepis na tą zupę jest na samym jego początku. Postanowiłam wpisywać tam wyłącznie sprawdzone przeze mnie przepisy. Zatem zupę tą robiłam jeszcze mieszkając w Radomiu. Od razu zaznaczam, że przepis nie jest zbyt dietetyczny. To typowa rozgrzewająca zupa na zimne dni.  Podobna do naszego kapuśniaka ze słodkiej kapusty.  


1/2 kg młodej wieprzowiny
1/2 główki białej kapusty
1 cebula
2 liście laurowe
łyżeczka cukru
4-5 łyżek koncentratu pomidorowego
sól do smaku
olej rzepakowy do smażenia
czarny świeżo zmielony pieprz
zielenina

Mięso pokroić w średnią kostkę. Kapustę poszatkować na średnio drobno. Cebulę pokroić w kostkę. Na oleju rzepakowym obsmażyć mięso, a następnie cebulę i kapustę. Razem wszystko przełożyć do garnka, zalać wodą i dodać liść laurowy. Gdy składniki są już miękkie to dodajemy koncentrat pomidorowy, cukier i sól do smaku. Już na talerzu posypujemy zieleniną i traktujemy świeżo zmielonym czarnym pieprzem. 


04 marca 2017

Pyszne Wilno. Spotkanie z autorką książki" Wilno. Rodzinna historia smaków"

Teraz w Wilnie obchodzone są Kaziuki, jedyna tego typu impreza poświęcona patronowi Wilna Świętemu Kazimierzowi. A ja niedawno byłam na spotkaniu poświęconej kuchni wileńskiej, prowadzonej przez autorkę książki " Wilno. Rodzinna Historia smaków" Ewę Wołkowską- Kołodziej. Spotkanie w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej " Na pierwsze zupa poziomkowa, na drugie: cepiliny, na zakąskę : świńskie uszy. Deseru brak. Biesiada tylko na pozór o tym co jedzą Litwini". Pani Ewa jest etnologiem i dziennikarzem. Przepraszam za jakość zdjęć, ale robiłam je telefonem. 


Temat zaczął się oczywiście od ziemniaków, które są przerabiane na Litwie na różne sposoby. Są specjalne maszynki do tarcia ziemniaków na miazgę, głośnie i postsowieckie. Są w prawi każdym domu. Postawiono na Litwie na dania ziemniaczane, mączne, wieprzowe i obficie okraszone skwarkami lub oblane śmietaną. Czyli kuchnia chłopska lub stylizowana na kuchnię chłopską. Wybór tych dań jako typowo litewskich nastąpił w opozycji do dań dworskich, identyfikowanych z kuchnią polską. Zniknęły tyszkiewiczowskie kołduny, bogactwo dań z dziczyzny, grzybów i innych dań. Litewskość w opozycji do polskości się kształtowała. 


Ulubione danie mieszkańców Litwy to cepeliny. Ja rozumiem doskonale tą miłość, też mogłabym je jeść prawie codziennie. Mawiają że prawdziwy Litwin nie rodzi się, ale wykluwa z cepelina. Co ciekawe danie to tak naprawdę wypłynęło na Litwie w czasach sowieckich. Serwowano je w stołówkach pracowniczych w czasach ZSRR. Nie ma przepisów na nie w książkach kucharskich z XX lecia międzywojennego.  


Wkładem Litwy w Unii Europejskiej miały być właśnie cepeliny.  Cepeliny na monetach euro, cepeliny serwowane w Europie. Żartobliwie cysterny pełne skwarków na szosach Unii Europejskiej. Obecnie pojawiły się już budki z cepelinami serwowanymi ze skwarkami właśnie lub ze śmietaną  lub z dwoma dodatkami na raz. Taki jest podział Litwinów, lubujących się w jednym albo drugim dodatku, a najwięcej osób lubi oba. Obecnie są już miejsca gdzie można kupić cepeliny wegetariańskie. Chociaż ja pamiętam, że parę lat wcześniej w kilku miejscach widziałam już cepeliny z białym serem w środku. 


Na tradycyjnych Zapustach nawet Prezydent Litwy zmagała się ze smażeniem racuchów ( bliny pszenne ). Link do artykułu na ten temat. Bliny mogą być różnego rodzaju : ziemniaczane, gryczane, pszenne. Lubiane są żmudzkie z mięsem w środku. Wcześniej o nich nie słyszałam, ale już czuję że będę chciała je zrobić.  Dieta litewska nie jest zatem zbyt zdrowa. Były nawet propozycje wprowadzenia podatku VAT na produkty wieprzowe, ale spotkało się to z dużym oporem. Kraj jednak płynie wieprzowiną. Na targu kalwaryjskim można jeszcze dostać świńskie uszy, głowę świniaka  i inne części. Młodsze pokolenie już trochę inaczej myśli, powstają nawet podobne jak w Polsce targi śniadaniowe na Zarzeczu, ale są koszmarnie hipsterskie i drogie. Co ciekawe zupy nie cieszą się tu powodzeniem, bo są uważane za danie mało wykwintne. 



Z Litwą kojarzy się najbardziej czarny chleb, najczęściej z kminkiem. Jednak żytni chleb nigdy nie będzie taki ciemny i jest tam dodawany karmel lub cukier. Dla mnie zbyt słodki i nakminkowany. Ten chleb jest często przywożony przez Polaków jako pamiątka jadalna z Litwy. Podobnie jak sało, twardy biały ser zwykły lub z dodatkami smakowymi czy Dżugas, twardy ser zwany litewskim parmezanem. Te twarde białe sery, w których zagustowała moja rodzina można na szczęście dostać w Polsce, podobnie jak Dżugas nazywany już litewskim towarem eksportowym. Jednak to nie litewskie towary płyną szerokim strumieniem do Polski, lecz odwrotnie. Ponieważ żywność na Litwie jest bardzo droga Litwini przyjeżdżają do przygranicznych terenów w Polsce na zakupy. W sklepach w Suwałkach, Augustowie  czy Augustowie można już spotkać napisy po litewsku, a obsługujący też już czasem mówią w tym języku. A Suwałki są nazywane litewskim rajem. Jestem ciekawa co na to mieszkańcy Suwałk, którzy chyba za nimi nie przepadają, bo Litwini uważają że to litewskie miasto. A mieszkańcy się śmieją, że na terenie miasta przed wojną nawet jeden Litwin nie mieszkał. 


Deser litewski  to była zazwyczaj bułka drożdżowa, mazurki i baby zostały z przyczyn oczywistych wyeliminowane z litewskiej kuchni narodowej. Ponoć Jagiełło miał swój przysmak w postaci ogórków z miodem. Na Litwie jest popularny sękacz, ale nie jest to taki sękacz o jakim pisałam w swoim poście o kuchni Suwalszczyzny. To sękacz biały, z przewagą białka, nie tak bogaty w smaku jak nasz tradycyjny np z Gib. Parę lat temu kupiliśmy mały sękacz od Litwina i po spróbowaniu go w domu myśleliśmy po prostu że to jakiś oszukany sękacz. Nie miał nic wspólnego z żółtym, grubym i bogatym w smak sękaczem jaki znaliśmy. Teraz już wiem, że to po prostu inna receptura i tradycja. Tak jak biały sękacz, są też białe pierniki, bez przypraw sporządzane. Popularne zrobiły się za czasów ZSRR, gdy brak było odpowiednich składników do tradycyjnych pierniczków. Smak kryzysu. Znane są batoniki z serkiem czy batoniki z krwią zwierzęcą dla podratowania poziomu żelaza. Popularnym owocami są arbuzy. 


Odkryciem wieczoru były dla mnie białe lub różowe ciasteczka, ZEFIRY, przypominające nieco bezy. W smaku jednak nie przypominają bez, są bardziej wilgotne i cytrynowe w smaku. Składają się głównie z cukru, syropu oraz co ciekawe jabłek. Bardzo słodkie. Zjadłam tylko mały kawałek i miałam dość. Tych ciasteczek i innych specjałów litewskich przywiezionych przez autorkę spróbowałam na drugiej części spotkania. Były też potrawy przygotowane  przez członkinie Polskiego Towarzystwa  Ludoznawczego- Oddział Warszawa. Dzień przed Środą Popielcową wszystko było dozwolone ;) 


Spotkanie było bardzo ciekawe. Pani Ewa ma dar przekazywania informacji w sposób ciekawy i prosty zarazem. Ja już sporo wiedziałam wcześniej, bo kupiłam jej książkę jakiś czas temu i cześć już przeczytałam. Parę przepisów  mam ochotę zrobić. Nie jest to jednak tylko książka kucharska, bowiem łączy w sobie wiedzę na temat współczesnych upodobań mieszkańców Litwy, zarówno Polaków, Białorusinów, Rosjan i Litwinów. O ich wzajemnych stosunkach, rodzajach gościnności i kultywowania odmienności i podobieństw zarazem. Przyznam, że bardzo mi się podoba takie podejście do kulinariów. Najchętniej czytałabym książki kucharskie napisane przez etnologów. 

Banany w cieście po wietnamsku

Moja ulubiona słodka przekąska z barów wietnamskich. Niektórzy mówią  że to danie z ich czasów studenckich. No, ja chyba ich podczas studiów...

Wasze ulubione