30 września 2016

Kürtőskalács, trdelník, kurtosz. Ciasto Grupy Wyszehradzkiej.


To ciasto zachwyca od pierwszego gryza, potem wcale to nie mija. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.  Ciasto ma pochodzenie węgierskie, tam jest znane pod nazwą kürtőskalács. Potem receptura zawędrowała na Słowację, gdzie jest znane pod nazwą trdelnik. W Polsce przyjęto nazwę, która sądząc po brzmieniu wywodzi się z nazwy tego smakołyku w języku węgierskim.  Po raz pierwszy zjedliśmy takie ciasto w Kazimierzu nad Wisłą. Obecnie jest food truck gdzie takie ciacho można kupić na różnych otwartych imprezach. Postanowiłam zrobić takie w domu. Problem tkwił w tym, że według tradycyjnego przepisu paski ciasta nawija się na duże wałki i piecze na grillu. Trochę kombinowałam. Niektóre porady z internetu były szalone. Ja postanowiłam wykorzystać formy do robienia rożków. I upiec je w piekarniku. Może wygląd nie odpowiada oryginałowi, ale smak jest cudowny. Trzeba pamiętać o tym, że ciastka są dobre na ciepło. Trzeba jeść gorące wprost z piekarnika. Nie warto robić ich na zapas, bo szybko czerstwieją. To ciasto powinno być symbolem Grupy Wyszehradzkiej, bo jest popularne na Węgrzech, Słowacji, w Czechach i w Polsce. 


Składniki
250 gr mąki pszennej
12 gr świeżych drożdży
1/2 szklanki mleka
1 łyżka cukru pudru
1/2 łyżki cukru waniliowego
1 jajko wiejskie
40 gr masła 
szczypta soli

dodatki
cukier drobny
cukier waniliowy
wiórki kokosowe

Do paru łyżek letniego mleka w misce dodajemy pokruszone w dłoniach drożdże i dodajemy cukier waniliowy i cukier puder. Pozwalamy drożdżom popracować parę minut. Następnie dodajemy przesianą mąkę, ostudzone stopione wcześniej masło ( pozostawić należy 2-3 łyżki  masła w misce ), resztę mleka, trochę soli  i jajko. Wyrabiamy ciasto. Odkładamy je w ciepłe miejsce na około godzinę. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Po tym czasie wałkujemy ciasto i dzielimy je radełkiem na paski o szerokości około 1 cm. Oblepiamy formy na rożki ciastem od góry do dołu. W taki sposób ja na zdjęciu poniżej. Tutki z ciastem należy wyrównać dociskając je do stolnicy. Smarujemy ciasto na tutkach masłem i obtaczamy w tym co lubimy.  U nas była to mieszanka cukru waniliowego i wiórek kokosowych. Tutki ustawiamy na blasze i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C. Pieczemy około 10-15 minut. Podawać gorące !






29 września 2016

Smażalnia nad Zalewem w Starej Pasłęce.

Ryba smażona marynowana w occie

Czasem warto pojechać na koniec Polski. Chciałam zobaczyć z bliska naszą granicę z Mateczką Rosiją. A może nawet trochę ją podejrzeć. Nie udało się za bardzo nawet ze statku, który dryfował z nami po Zalewie Wiślanym. Za to zostało odkryte miejsce ze świetnym jedzeniem. W Starej Pasłęce koło Braniewa. Kierując się zasadą, że najlepsze ryby są w smażalni wstąpiliśmy przed rejsem na rybkę do smażalni. Okazało się, że są to najlepsze ryby słodkowodne jakie do tej pory jadłam ! Świeżutkie i pyszne. Okonie, sandacze smażone palce lizać. Sprawdzone dwukrotnie ! Za pierwszym razem oprócz ryb smażonych jedliśmy jeszcze ryby smażone potem marynowane w occie, pod nazwą związaną z teściową. Niestety o tej porze, o której tam trafiliśmy nie było już zupy rybnej, na którą miałam straszną ochotę. Drugim razem pojechaliśmy specjalnie do Starej Pasłęki, by zjeść te ryby jeszcze raz. Zadzwoniłam wcześniej, by dowiedzieć się czy na pewno będzie zupa rybna. Miała być. Szykowała się prawdziwa UCZTA RYBNA ! Wyruszyliśmy spiesznie z Elbląga, tym razem bez kluczenia bocznymi drogami.  Już na miejscu parę osób jadło zupę rybną i ryby smażone. Stojąc przy barze zauważyłam jeszcze przez okienko, że pani w kuchni lepi pierogi. Zgrabnie zawija farsz w ciasto. Spytałam co to za pierogi. Jedne z mięsem, a drugie ruskie. I choć wcale tu nie przyjechaliśmy na pierogi nie mogłam się opanować, by ich nie zamówić. Jednych i drugich. I jeszcze była ryba po grecku na przystawkę. Zupa rybna bardzo dobra z ryb słodkowodnych z ciekawymi dodatkami. Pierogi ruskie przepyszne ! A pierogi z mięsem robione jak pielmieni z surowego mięsa ! Byłam zachwycona. Ryba po grecku wybitna. Ryby smażone też. Poszłam porozmawiać z panią, która przyjmowała zamówienie. Nie kryłam zachwytu nad daniami. Ich świeżością i smakiem. Okazało się, że ta smażalnia powstała niedawno, za dofinansowaniem funduszy unijnych. Mają świeże ryby każdego dnia i z  nich przygotowują dania. Warto ich często odwiedzać. Szkoda, że to miejsce na końcu Polski...

zupa rybna


ryba grecka

pierogi z mięsem








26 września 2016

Zamrożone lato. Lody jogurtowe z czarną porzeczką.

Jeśli macie zamrożone smaki lata to trzeba je wykorzystać. Do tych lodów potrzebne są mrożone owoce. Maliny, jagody, czarne porzeczki czy jakieś inne drobne owoce. Ja akurat mam swoje ulubione czarne porzeczki. Pomyśleć, że kiedyś wydawało mi się że ich nie lubię. Moja babcia miała cały sad pełen krzaków czarnej porzeczki. Młodsze krzaki miały bardzo duże kiście pełne dużych owoców. Łatwo się je rwało. No może nie w takich ilościach.... Gdy już owoce były duże i soczyste był czas zbiorów. Babcia przygotowywała drewniane skrzynki, a najczęściej rwałam ja z moją Mamą. Mogę się pochwalić, że miałam zazwyczaj najwięcej zerwanych owoców i co ciekawe, nie trzeba ich było przebierać z liści.  Owoce były całe. Po całym dniu rwania nie miałam  nawet zbytnio poplamionych rąk. Kwestia techniki. Co ciekawe rwałam je lewą ręka, będąc praworęczna. Dłonie nie były poplamione, ale jak pachniały ! Znacie zapach liści czarnych porzeczek ? To niepowtarzalny zapach. Zapach dzieciństwa. To była dość ciężka praca. Większą część wakacji szkolnych spędzałam na wsi u babci, buszując w krzakach czarnej porzeczki. Czas beztroski, który minął bezpowrotnie. Takie zrywanie owoców sprzyjało rozmowom. Bo jak się tak pracowało, to przyjemnie było pogadać. Jak nadchodził wieczór i zaczynały cykać owady, to zmęczenie przyjemnie usypiało. A ranek witał słońcem i kolejne krzaczki czekały, by zerwać nabrzmiałe sokiem owoce . Wtedy tego nie doceniałam, choć może nie do końca. W Radomiu za komuny lody robił pan Bartel na Plantach. I sezonowo były u niego lody porzeczkowe. To były najlepsze lody jakie jadłam. Pachniały śmietaną, a smak porzeczki był subtelny, nie nachalny. Smak jaki kiedyś znajdę. A tymczasem...


50 ml jogurtu naturalnego
50 ml śmietany 30 %
1 czubata łyżka stołowa cukru pudru
garść mrożonych czarnych porzeczek 

Ubić lekko śmietanę z cukrem, dodać jogurt i dobrze wymieszać. Do formy od lodów wkładamy kilkanaście owoców,  a następnie wlewamy delikatnie  masę jogurtowo- śmietanową. Foremki wkładamy do zamrażalnika na około 4 godziny. Gotowe ! 

25 września 2016

Jesienne kolory. Sos do makaronu z łobodą fioletową.




Zaczęła się jesień. Polska złota jesień. Moja ulubiona pora roku. Dania są wtedy bajecznie kolorowe. I pełne smaku zatrzymanego lata w warzywach, owocach i dzikich roślinach. Zazwyczaj znajduję łobodę zieloną ( komosę ) i jest jest dość dużo na polach. To popularny chwast. Można zastąpić łobodę fioletową tą zieloną. Nie osiągnie się co prawda tego fioletowego efektu, ale danie też będzie dobre. Ważne, by do dania dobrać dobrej jakości świeże produkty. Białą kiełbasę miałam zamówioną u osoby, która je robi w domu. 

Składniki
pęczek fioletowej łobody
duża garść zielonego groszku
1 czerwona cebula
2 kiełbasek białej surowej kiełbasy
250 gr ricotty
olej rzepakowy do smażenia
sól do smaku
świeżo zmielony czarny pieprz
1 opakowanie makaronu świderki
ser pecorino do posypania 



Na oleju smażymy pokrojoną w kostkę czerwoną cebulę. Gdy cebulka jest już przysmażona, dodajemy  kiełbasę wyciągniętą z osłonki, a  następnie łobodę pokrojoną na kawałki oraz  groszek. Razem smażymy kilka minut, tak by kiełbasa nie była surowa i dodajemy ricottę. Doprawiamy do smaku solą i czarnym mielonym pieprzem. Gotujemy w międzyczasie makaron al dente. Gdy makaron jest gotowy mieszamy sos z makaronem na patelni lub w innym naczyniu. Dokładnie mieszamy. Podajemy gorące, posypane pecorino. 



24 września 2016

Gołąbki w liściach nasturcji.

Kolorowe kwiaty. Pomarańczowe i żółte. Ładne i nawet zjadliwe, ale to nie one stały się bohaterami tego dania. To liście mnie tym razem zainteresowały. To był dobry pomysł. Kiedyś usłyszałam że liście nasturcji da się zjeść i są o wiele przyjemniejsze w smaku i zapachu niż kwiaty. Na szczęście moja Mama zadbała o to by materiału było pod dostatkiem. Można powiedzieć, że część działki koło domu zarosło nasturcją. Ale to był proces kontrolowany. Nazrywałam około 50 liści. Żniwo całkiem niezłe. Starałam się, by były jak największe. Można się pobawić w nadziewanie mniejszych. Dla mnie to nie pierwszyzna. Nadziewałam już liście winorośli, chrzanu, podbiału na warsztatach, pieprzowca, a nawet brukselki. http://annapgk.blogspot.com/2015/03/kuchnia-polska-nowoczesnie-mini-goabki.html


Składniki


gołąbki
około 50 dużych liści nasturcji
1 kg karkówki
1/2 szklanki suchego ryżu
1/2 łyżeczki mielonej kozieradki
szczypta cząbru 
sól do smaku 
świeżo mielony pieprz
olej rzepakowy do smażenia

sos 
3-4 pomidory
1 cebula
masło do smażenia
olej do smażenia
sól do smaku


Ryż gotujemy na półtwardo. Studzimy. Mięso mielimy. Mieszamy mięso z ryżem i doprawiamy. Liście nasturcji myjemy i osuszamy. Następnie formujemy gołąbki i smażymy je krótko na oleju. Odkładamy. Przygotowujemy sos pomidorowy przesmażając na mieszaninie oleju rzepakowego z masłem cebulkę, a następnie pomidory dość drobno pokrojone. Dosmaczamy. Gotujemy około 15-20 minut. Następnie gołąbki układamy w garnku i zalewamy sosem pomidorowym. Nie trzeba długo gotować. Tyle by mięso nie było surowe. Liście nasturcji są dość delikatne i przegotowane będą " schodzić " z mięsa. Świetnie pasują do ziemniaków utłuczonych. 


Jedźmy nad Świder ! Slow Food Youth zbiera dzikie rośliny.

 

Wiele razy słyszałam o wycieczkach nad Świder. Tradycja jeszcze przedwojenna. I nagle nadarzyła się okazja, by pojechać nad Świder i jeszcze nazbierać rożnych roślin. A potem wspólnie gotować z członkami ruchu Slow Food Youth. Wycieczka zapowiadała się ciekawie, gdyż miały ją poprowadzić dziewczyny z Mead Ladies, które na co dzień zajmują się działalnością związaną z przetwarzaniem dzikich roślin, sztuką fermentacji i uczeniem innych tego co same odkryły i stosują w życiu. Kaja Nowakowska i Gosia Ruszkowska. 

Nasze Przewodniczki 

Trzmielina jest niejadalna

Kuklik

galas

Rdestowiec jest rośliną bardzo inwazyjną i plenną. Łodygi można marynować i przygotowywać dania a la szparagi. 
nasiona pokrzywy
tarnina

niecierpek
Królem tego zdarzenia był dla mnie niecierpek. Trzeba być jednak cierpliwym by go zbierać, bo w momencie dotknięcia wywija się i wypuszcza, a właściwe wystrzela z niego ziarenko. Dlatego ta roślinka nazywa się niecierpkiem. Ten to akurat niecierpek pospolity. To gatunek inwazyjny. Na warsztatach u Łukasza Łuczaja były niecierpki ale himalajskie. Te nad Świdrem miały żółty kolor kwiatów http://annapgk.blogspot.com/2013/09/warsztaty-dzikiego-gotowania-z-ukaszem.html. Bardzo mi smakowały. Pozbierałam ile się da, choć to nie jest łatwe. 


Rzepik do zaparzania.


Żagiew


mięta wodna

wiesiołek


jasnota biała

czeremcha suszona 

mieszanka uzbieranych owoców leśnych, aromatycznych listków i igieł sosny na kompot

wiesiołek

Słoiki kiszonek 
Na poprzednich warsztatach SLOW FOOD YOUTH robiliśmy różne kiszonki, które teraz na plaży nad Świdrem mieliśmy spożyć do dań przygotowanych ze znalezionych roślin i grzybów. Dla mnie odkryciem był tempeh. Już wcześniej wiedziałam, że jest taki produkt, ale nie jadłam  co było błędem. Smak orzechowy i przyjemny. 

tempeh



Sajgonki z tofu lub tempehem, czosnaczkiem, różnymi kiszonkami  i płatkami kwiatów. Każdy  z zapałem zabrał się do pracy. Kroiliśmy, formowaliśmy, mieszaliśmy, smażyliśmy co się da. A wokół nas piękno przyrody, niedaleko wielkiego miasta wszak.

Czy to nie piękne miejsce na piknik ?

sałatka leśna

Sałatka z podagrycznika, mniszka lekarskiego i wiesiołka z orzechami, kiszonymi kalafiorami, ziarnami z dressingiem miodowym smakowała wyśmienicie. 

Slow Food Youth przy pracy na plaży nad Świdrem

bułeczki drożdżowe z patelni z nasionami pokrzywy

kształtowanie sajgonek

stół pyszności

Sałatka w stylu tabule

Masło krwawnikowe

Chleb a w tle zioło odstraszające komary

Pesto 


salgan z warsztatów fermentacji


Jak widzicie menu było imponujące. Oprócz tego co pokazałam na zdjęciach był jeszcze cudowny kompot z tego co las dał owocowego i żywicznego. Były też dwa rodzaje jajecznicy, jedna z żagwią. Wszystko było pyszne, a towarzystwo wyśmienite :) Ostatnie smaki lata.


Banany w cieście po wietnamsku

Moja ulubiona słodka przekąska z barów wietnamskich. Niektórzy mówią  że to danie z ich czasów studenckich. No, ja chyba ich podczas studiów...

Wasze ulubione