31 maja 2015

Wiosennie. Zupa z kurdybankiem.

Z kurdybankiem kojarzy mi się historia poszukiwań jego " tożsamości " przez moją Mamę. To zielsko zarastało bezczelnie grządki. Aż mama odkryła dzięki koleżance, że to całkiem pożyteczny chwast. Dzięki pożyczonej od koleżanki książce Mama odkryła jeszcze kilka innych roślinek. Pewnie jeszcze jakieś odkryje. Ale to ja ją wypróbowałam pierwszy raz. A była to zupa ziemniaczana. A potem już poszło. Dodawałam do różnych potraw. Pysznie smakuje kurdybanek w farszach, np w bułeczkach http://annapgk.blogspot.com/2014/05/picorki-czyli-bueczki-z-nadzieniem-i.html  Ale trzeba wiedzieć, że kurdybanek ma dość specyficzny smak.


Składniki

1 kg ziemniaków
1 cebula
kilka gałązek kurdybanku
listek lubczyku
1/2 szklanki gęstej śmietany
szczypta kurkumy ( opcjonalnie )
pieprz czarny
sól

Obrane, pokrojone w kostkę ziemniaki oraz pokrojoną w kostkę cebulę gotujemy w ok. 3 litrach wody z dodatkiem lubczyku, listków kurdybanku i soli. Gdy ziemniaki są miękkie, dodajemy śmietanę, kurkumę ( głównie dla ładnego koloru ) i chwilę gotujemy. Ja ziemniaki celowo trochę rozgotowałam. Część z nich się rozpadła, zagęszczając zupę. Podajemy gorącą, dodając dużo pieprzu. Powinna być gęsta i sycąca. 


30 maja 2015

Majowe śniadanie. Omlet z krwawnikiem i pokrzywą.



Bug w okolicach Gnojna.


Lubię film " Nad Niemnem", wprawia mnie w dobry humor i przenosi myślami w sielankowe miejsca. Sceny które dzieją się we wsi i nad rzeką były kręcone nad Bugiem w Gnojnie. Nazwa nie za ciekawa. Pojechaliśmy specjalnie, by  zobaczyć tą miejscowość.  Po drodze z Mielnika do Janowa Podlaskiego zboczyliśmy z drogi, wcześniej przepływając Bug promem. Polecam w czasie podróży pokonywanie rzek w ten sposób, ma to swój niepowtarzalny urok. Można dosłownie i w przenośni dotknąć rzeki. Trasy promów przeważnie są też umieszczone w pięknych miejscach.  Okolice Gnojna to takie pełne uroku miejsce, wywołujące nostalgię za naturą w swej czystej postaci i za Kresami. 



W filmie często jest mowa o omlecikach.  Robi je dla domowników panna Marta, ochmistrzyni w domu Anzelma Korczyńskiego, zarazem jego daleka kuzynka.  Podawane były, co ciekawe do obiadu. Czyżby jako przystawka ? Omlety były znane w kuchni dworów szlacheckich i często robione. Taki idealny omlet powinien być robiony z bardzo dobrych świeżych i wiejskich jajek, wtedy można docenić w pełni jego smak. Prosty przepis i dodatki, ot cała tajemnica. Tej wiosny zaryzykowałam omleciki z dodatkiem świeżych ziół i zieleniny. Można dodać je do masy jajecznej lub położyć na wierzchu w czasie pieczenia omletu z jednej strony. Dodatki mogą być przeróżne, od zbieranych na łąkach majowych pokrzyw, listków krwawnika, kwiatów stokrotek, szczawiu do zieleniny jaką można też kupić, jak szczypiorek, koperek a nawet botwina. 



Składniki na 2 omlety

2 jajka wiejskie
1 łyżka śmietany
sól, 
pieprz
masło do smażenia
zielenina :
krwawnik 
szczaw
kurdybanek
pokrzywa
kwiaty jadalne
szczypiorek
dymka
koperek ogrodowy


Jajka ubijamy, dodajemy łyżkę śmietanki, solimy, pieprzymy. Dodajemy dowolną zieleninę. Smażymy na maśle. Znakomicie smakują z wietnamską pastą chilli. 
Na stołach szlachty raczej gościła prosta forma omletów, ale cóż szkodzi trochę pofantazjować w kuchni. 

29 maja 2015

Kuchnia koreańska. Bulgogi i kkakdugi.


Po spotkaniu o kuchni koreańskiej i prezentacji książki Magdaleny Tomaszewskiej- Bolałek "Tradycje kulinarne Korei " zapragnęłam szybko zrobić coś koreańskiego. Autorka opowiadała tak soczyście o tej  kuchni koreańskiej, że chęć zrobienia czegoś koreańskiego nie mogła mnie opuścić od wyjścia ze spotkania. Kiedyś dawno temu koleżanka powiedziała, że kuchnia koreańska jest niedobra, bo jest zbyt surowa i ostra. Nie znałam wtedy innych potraw niż kimchi z kapusty pekińskiej, więc nie dyskutowałam nad surowością, bo to że bywa ostra już wiedziałam. Bowiem pierwszą koreańską potrawą jaką zjadłam było kimchi, kolejną bulgogi, czyli dwie klasyczne potrawy, można powiedzieć sztandarowe.
Pamiętam, że w restauracji kelnerka ostrzegała mnie przed ostrością kimchi. Nastawiłam się na naprawdę super ostrość. Była  owszem dość ostra, ale dało się wytrzymać. Od tamtego czasu kimchi jadłam już w kilkunastu odsłonach. Każde smakowało inaczej.
Podobnie ostrzegał mnie kelner przed słodkością bulgogów. "To taka wołowina na słodko " -powiedział kelner i spojrzał mi głęboko w oczy, po czym dodał - " nie każdemu pasuje". Jeśli myślał, że to mnie przestraszy to się mylił. Bulgogi, czyli grillowana wołowina która wcześniej się marynuje w ciekawej marynacie była pyszna.  
Warto spróbować. Zestawienie tych dwóch potraw jest ciekawe. Słodkość i ostrość najlepiej wesprzeć jakąś zieleniną. Koreańczycy jedzą bulgogi zawinięte w listki zieleniny, np. sałaty. 


Składniki

0,5 kg polędwicy wołowej ew. ligawy
1 cebula
3 ząbki czosnku
1/2 nashi ( można zastąpić gruszką )
2- 3 łyżki sosu sojowego
1  marchew
2 łyżeczki cukru brązowego ( może być miód )
1 łyżka oleju sezamowego
1 łyżka prażonego sezamu

Mięso po umyciu trzeba bardzo cienko pokroić, w płatki średniej wielkości. W naczyniu, w którym mięso będzie się marynowało mieszamy startą na grubych oczkach marchewkę i gruszkę, olej sezamowy, sos sojowy, prażony sezam oraz cukier lub miód. Marynujemy mięso co najmniej pół godziny, ale najlepiej przez całą noc. Smażymy na mocno rozgrzanej patelni grillowej, aż mięso będzie mięciutkie. Podajemy gorące posypane sezamem i szczypiorem lub np. krążkami pora. 



Składniki Kkakdugi

2 białe rzodkwie
2 ząbki czosnku
kawałek imbiru
20 ml sosu rybnego
pęczek szczypioru lub szczypioru z dymki
2- 3 łyżki koreańskich płatków chili
15 dag soli

Obrane ze skóry rzodkwie kroimy w średnią kostkę. Na godzinę wrzucamy kostki rzepy do wody osolonej połową soli. Potem odsączamy i zostawiamy na 2 godziny. Przygotowujemy marynatę z sosu rybnego, posiekanego grubo szczypioru, posiekanego imbiru bardzo drobno i tak samo czosnku, płatków chilli i soli. Do takiej mieszaniny dodajemy kostki rzodkwi i mieszamy. Powinno dojrzewać w lodówce co najmniej 3 dni, ale lepiej dłużej.  Trudno je utrzymać w lodówce, bo zaraz znikają. Ten przepis został zaczerpnięty z książki, o której wspomniałam na początku. Książka bardzo ciekawie wprowadza w temat kultury kulinarnej Korei, jest w niej kilka przepisów wartych wypróbowania. A które można zrobić, z wykorzystaniem składników dostępnych w Polsce. 


22 maja 2015

Wiosennie. Zupa - krem z młodego czosnku.



To mój autorski przepis. Zrodził się, bo dostałam dary z działki. Młode pędy czosnku cudownie pachnące i tymianek groszkowy. Działka jak oaza w miejskiej dżungli. Pomyśleć, że tak ładnie może być w Warszawie wiosną.




Składniki

3-4 pędy młodego czosnku z liśćmi 
70 dag ziemniaków
2-3 łyżki masła
1 łyżka oleju rzepakowego
3 listki lubczyku
parę kromek lekko czerstwej bułki wrocławskiej
parę listków tymianku groszkowego
pestki dyni 
czarny pieprz 
sól


Obrane ziemniaki i pokrojone w kostkę smażymy na maśle z dodatkiem oleju, dodajemy pokrojone, nie zdrewniałe pędy młodego czosnku. Kilka minut. Przekładamy do garnka i dolewamy wody. Gotujemy do miękkości razem z lubczykiem. Dosmaczamy. Wyjmujemy lubczyk. Miksujemy. Podajemy z grzankami z bułki wrocławskiej i uprażonymi na suchej patelni pestkami dyni. Posypujemy zieleniną np. listkami aromatycznego tymianku groszkowego.



20 maja 2015

Wiosennie. Zupa z młodych pokrzyw i szczawiu.

Wiosna w pełni, nie jest może ona teraz zbyt wiosenna, bo zimna albo upalna. Ale to czas odpowiedni, by zbierać młode czubki pokrzyw i zjadać ile się da. W formie pierożków z pokrzywą  czy zup.  Bo pokrzywa to źródło zdrowia, ma dużo cennych składników. 


Składniki

ok 1 kg ziemniaków
2  garście  pokrzyw
3 garście szczawiu
2 marchewki
1 por
1 cebula
listek lubczyku
2 łyżki masła lub oleju
sól
pieprz czarny
parę łyżek śmietany wiejskiej ( opcja )

dodatki
jajka na twardo
rzeżucha
czosnek niedźwiedzi

Wstawiamy w naczyniu obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki, by gotowały się do miękkości z dodatkiem liści lubczyku.  Na maśle lub oleju rzepakowym smażymy cebulę, por drobno pokrojone i marchew startą na dużych oczkach. Gdy zaczynają mięknąć dodajemy wcześniej blanszowaną i pokrojoną drobno pokrzywę. Chwilę razem smażymy. Do ugotowanych już ziemniaków dodajemy mieszankę warzyw i pokrzyw. Dodajemy też szczaw. Ja dodaję w całości najczęściej. Można posiekać jak kto woli. Po około pół godzinie dodajemy sól, pieprz czarny do smaku śmietanę. Można też jej nie dodawać. Podajemy z jajkiem na twardo i zieleniną.


18 maja 2015

Powitanie z Afryką. Muffinki o smaku rooibos z owocami baobabu.


Moja ulubioną herbatą jest ROOIBOS, nie będącą w istocie herbatą. Napój otrzymuje się z ususzonych listków czerwonego krzaku rosnącego na Afryce Południowej. Nazwa wzięła się z języka afikaans, gdzie rooi znaczy czerwony, a bos to krzew. Czyli czerwonokrzew. Napar ma smak lekko podobny do miodu, choć dla mnie znacznie lepszy, bo nie ma słodkiego posmaku. Nie ma w sobie również gorzkości, którą zawierają herbaty.  Zawiera przeciwutleniacze i żelazo. Dobrze wpływa na układ pokarmowy.  Może być spożywane przez dzieci bez ograniczeń. Moje dzieciaki poję wodą, rooibosem albo syropami robionymi przez moją mamę rozcieńczonymi wodą. 
Owoce baobabu również pochodzące z Afryki, tu w postaci proszku kupiłam kiedyś po warsztacie design food z czystej ciekawości. Zawsze lubię testować coś nowego. Okazało się że owoce te mają dużo cennych właściwości. Żelazo, wapń, witaminę C, przeciwutleniacze i dobrze wpływają na pracę jelit. 
W zasadzie to oba składniki mają podobne właściwości, połączenie ich daje być może podwójny efekt. W każdym bądź razie super smak. Muffinki te to efekt mojego eksperymentu. Chciałam uzyskać smak rooibos w ciasteczku, a proszek z owocu baobabu z Afryki wydawał mi się dobrym uzupełnieniem.  


Składniki

240 gr mąki pszennej
80-100 gr cukru 
2-3 łyżeczki proszku z owoców baobabu ( opcja )
3 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 /2 łyżeczki soli

160 ml wystudzonego naparu z rooibos ( 2 saszetki )
50 ml oleju słonecznikowego
2 jaja

Zaparzamy 2 saszetki rooibos w 160 ml wody. Studzimy. Składniki suche łączymy w jednym naczyniu, a mokre w drugim pamiętając by jajka rozbełtać trzepaczką z pozostałymi składnikami. Następnie mieszamy, ale niezbyt dokładnie. Ciasto powinno mieć grudki. Napełniamy formy do muffinek. Pieczemy 20 minut w temperaturze 180 stopni  C bez termoobiegu. 




15 maja 2015

Warsztat kuchni japońskiej i nie chodzi tu o sushi :)


Wybierając się na ten warsztat nie znałam zbytnio kuchni japońskiej. Moja znajomość ograniczała się wyłącznie do sushi, teryaki  i sosu sojowego.  
Tajniki kuchni japońskiej zaczęliśmy poznawać od przedstawienia nam sosów i przypraw japońskich. Jasuhiro, nasz przewodnik po japońskim jedzeniu na początku powiedział o sosie MIRIN. Trudno tak w dwu słowach coś napisać, smakował jak wino. Japońskie wino do gotowania. 


Podstawą w kuchni japońskiej jest :
gotowany ryż,
marynowana rzodkiew lub biała rzodkiew ( do zupy lub na słodko ),
żółta kiszona rzodkiew,
sos sojowy
pasta miso jasna i ciemna,
wasabi,
czerwona fasola do deserów na słodko
soba- makaron gryczany,
sezam i olej sezamowy,
makaron udon - na wpół ugotowany.



Oto nasz przewodnik po kuchni japońskiej. 


Pasta miso jest robiona z fermentowanego ryżu, pszenicy albo soi z soli z drożdżami. Pasta miso jasna bardzo mi zasmakowała, jest używana do dań lekkich z warzyw czy ryb. To ciemna, dłużej fermentowana jest używana do zupy miso oraz sosów mięsnych. 




 Miseczka SURIBACHI  służy do dokładnego rozcierania składników. W tym wypadku do rozcierania orzechów włoskich. 


Zaczęliśmy od przygotowywania wieprzowiny zwanej Buta No Kakuni. W ruch poszły noże i siekaliśmy mięso, oraz czosnek i imbir. Każdy na swoim stanowisku.


Rzodkiew białą, tak często występującą w kuchni japońskiej najpierw kroimy w krążki, a potem obieramy ścinając zupełnie kanty. 




Tu była przygotowywana jedna wersja białej rzodkwi w mieszance sosu sojowego, cukru i chili. To wersja Marcina. Wyszła ostatecznie bardzo ciemna i aromatyczna. Smakowała mi bardziej niż wersja przygotowana na sposób typowo japoński. 


Kuleczki z mąki ryżowej kleistej  przygotowane do gotowania.


W miseczce dokładnie rozciera się takie składniki jak orzechy czy ziarna, przez co że ma wyżłobione brzegi, podobne jak nasza makutra. 


Dzień po warsztacie zrobiłam te kuleczki w domu. Tutaj jest dokładny przepis na te kuleczki. http://annapgk.blogspot.com/2015/01/japonskie-smaki-kuleczki-ryzowe-z-sosem.html


Powyżej wodorosty KOMBU. Zarówno wodorosty, jak i suszone grzyby namaczamy przez godzinę przed obróbką.  Wodorosty są też sprzedawane w formie proszku. Typowe wodorosty to właśnie WAKAME.


Druga wersja rzodkwi była robiona na oryginalną nutę japońską z mirinem, bulionem dashi, sosem sojowym, cukrem i wodą. Ważnym dodatkiem są płaty wodorostu Kombu, wcześniej namoczone.


Gotowe kuleczki już do zjedzenia. W dwóch wersjach smakowych. Jedna z orzechami włoskimi, a druga z orzechami laskowymi. Mnie smakowała wersja z włoskimi. Ta z laskowymi wydawała mi się bardziej mdła. 


Tu są przygotowywane składniki do zupy miso. Z suszonych ryb robi się bulion dashi i przygotowuje zupę miso. Pokrojone drobno wodorosty Kombu i wakame  ( krojone na zdjęciu ) trafią do zupy. Można dodać też Hijiki, czyli rodzaj alg.  Rzodkiew biała jest krojona w pałeczki. 


To rzodkiew biała gotowana na japoński sposób.


Tofu jedwabiste to podstawa wielu dań z kuchni japońskiej. W części krajów azjatyckich tofu i inne produkty z soi zastępują wyroby mleczne. 


A oto dodatki do wołowiny. Rzepa biała na trzy sposoby. Do wyboru do koloru.


Gotuje się cały gar zupy miso. Tofu jest wrzucane na ostatnim etapie gotowania, by się nie rozpadło. Do tej zupy lepsze jest ciemne miso. 


Zupa miso z makaronem udon oraz z tofu. Smak dla mnie zupełnie nowy. Z czasem jednak coraz bardziej się do niej przekonuję. Dodaje się do niej kombu pokrojone w płaty. Można dodać też grzyby oraz inne rodzaje wodorostów. 


Ryż może być jasminowy w ilości 1/2 szklanki na osobę. Ryż siewny japoński jest krótszy i szerszy niż indyjski. Jest też bardziej kleisty. Do ryżu dolewa się podwójną ilość wody. Gotowe danie Buta No Kakuni. Podane z gotowanym ryżem, trzema rodzajami białej rzodkwi. Posypane sezamem. Pycha. 

Wiosennie. Tarta z botwiną i stokrotkami.



Stokrotki i botwina, duet całkiem udany mi wyszedł.  By nie robić zupy z botwiny jak zwykle postanowiłam zrobić coś innego. Tartę do tej pory robiłam z brukselką w okresie jesiennym lub zimowym  albo ze szparagami. Tym razem zrobiłam też ciasto kruche z dodatkiem mąki żołędziowej, która ma charakterystyczny ziemisto-orzechowy smak. Ale to nie jest konieczne, choć warto spróbować.

  Składniki

Ciasto
10 dag mąki pszennej chlebowej
10 dag mąki pszennej pełnoziarnistej
2 łyżki mąki żołędziowej
szczypta gałki muszkatołowej świeżo startej
15 dag zimnego masła
2-3 łyżki lodowatej wody
sól

Farsz
1 pęczek botwiny
kilka stokrotek
3 jajka
3 ząbki czosnku
3/4 szklanki śmietany ( 12-18 % )
2 łyżki świeżo startego parmezanu
10 dag sera żółtego ( np. goudy )(opcja )
olej rzepakowy do smażenia 
1 łyżka masła do smażenia
sól
pieprz


Mąkę przesiać, dodać zimne masło i lodowatą wodę. Szybko zagnieść ciasto. Włożyć do lodówki na pół godziny do godziny. 
Botwinę umyć. Oddzielnie posiekać liście, a małe korzenie w cienkie plasterki. Na patelni rozpuścić masło z olejem. Na tym lekko smażyć zmiażdżony lub pokrojony drobno czosnek i dodać botwinę, by lekko zmiękła. Trzeba uważać, by czosnek nie zaczął się przypalać. 
Formę do tarty wylepiamy ciastem i robimy widelcem nakłucia. Można obciążyć ciasto przed podpieczeniem. Wsadzamy ciasto na około 15- 20 minut, by się podpiekło w temp. ok 200 stopni C. W piekarniku z termoobiegiem będzie szybciej. 
W misce mieszamy jajka rozbełtane ze śmietaną, dodajemy parmezan i ewentualnie żółty ser. Doprawiamy solą i pieprzem. Botwinka lubi pieprz. 
Na wystudzonym lekko cieście układamy liście botwinki. Zalewamy to masą jajeczno -śmietanowo - serową i na wierzchu układamy artystycznie ;) krążki botwinki i kwiaty stokrotki. Pieczemy w temp. 180-200 stopni C do zrumienia wierzchu. 

14 maja 2015

Wiosennie. Pieczone pierożki z farszem z liści młodej lipy.















W tym roku pierwszy raz pomyślałam o liściach drzew, jako o składniku kulinarnym. Mama pokazała mi piękne młodziutkie liście lipy. Dowiedziałam się, że są jadalne. Przypomniałam sobie moje danie z kurdybankiem - picorki  i pomyślałam o pieczonych pierogach.

Zrobiłam dwa rodzaje farszu. Jeden z liśćmi lipy, a drugi z dodatkiem serka śmietankowego. Farsz z serkiem mógłby być zjedzony  jako pasta do pieczywa. O mało co, a nie byłoby czym nadziać pierogów, taki był smaczny. 


 Składniki

Ciasto
1/2 kg mąki pszennej chlebowej
25 gr świeżych drożdży
1/2 łyżeczki cukru
3 łyżki ciepłego mleka
2 łyżki oleju rzepakowego
1 jajko kacze
ciepła woda

Farsz
2 garście młodych liści lipy
1 łyżeczka mielonego ostropestu
1 serek philadelphia śmietankowy
1 cebula
olej rzepakowy do smażenia
pieprz
sól


Ciasto przygotowujemy podobnie jak na pizzę, tylko dodajemy jajko. 
Listki lipy płuczemy, osuszamy. Cebulę kroimy w drobną kostkę i przesmażamy na lekko złoto. Studzimy. Listki lipy drobno siekamy. Dodajemy do cebuli. Dosypujemy łyżeczkę mielonego ostropestu. Doprawiamy. Można zostawić 1/4 część farszu z samych liści. Ja  tak zrobiłam. Do reszty dodałam serek philadelphia  śmietankowy. Formujemy pierożki lub bułeczki z farszem w środku. Pieczemy w temperaturze około 160-180 stopni C przez 20 minut. Można jeść zarówno gorące, jak i na zimno. 




12 maja 2015

Kuchnia regionalna. Prosta zupa szczawiowa.


Nawet wypowiedź pewnego polityka nie zniechęciła mnie do gotowania tej zupy. Jest znana mi od dawna. Była i jest gotowana nadal w moim domu rodzinnym. Prosta, szybka i pyszna. Nie wolno przesadzać jednak i zbyt często jej spożywać z uwagi na szczawiany rozpuszczalne zawarte w szczawiu. Niestety nawet mała ilość szczawianów wpływa ujemnie na bilans wapnia w organizmie. Przyczyniają się one do powstawania kamieni nerkowych lub do wzrostu tych, które już istnieją. Mawiało się, że szczaw powinno się jeść w towarzystwie śmietany i jajek. Moja wersja jest  zawsze gotowana z dzikich odmian szczawiu.


Składniki
80 dag ziemniaków
2-3 garście szczawiu
1/2 szklanki śmietany wiejskiej 
kilka jajek 
pieprz
sól

Obrane ziemniaki, najlepsze jednak stare, nie młode kroimy w kostkę. Gotujemy w wodzie do miękkości. Dodajemy dokładnie umyty i lekko pokrojony. Najwięcej smaku kwaśnego jest w ogonkach. Gotujemy, tak by szczaw zmienił kolor na ciemnozielony i częściowo się rozpadł. Doprawiamy solą. Dodajemy śmietanę. Pieprzymy. Podajemy gorącą z jajkami na twardo. Pasują do niej grzanki z razowego chleba. 

11 maja 2015

Ravioli z pokrzywą, ricottą i parmezanem.





Uzbierana została cała torba czubków młodziutkich pokrzyw majowych. Miałam klasycznie zrobić zupę pokrzywową, ale miałam ochotę na coś bardziej oryginalnego. Jakiś czas temu kupiłam gadżety do robienia ravioli, ale ich do tej pory nie wykorzystałam. Nadszedł czas na gadżety i ravioli. Ciasto zagniótł mój mąż, ja na razie nie mogę. Wybrał mąkę pszenną z pełnego przemiału. Farsz ten sam, ale podane na dwa sposoby. Kwadratowe ravioli z masłem z parmezanem. Te okrągłe ze skwarkami z pancetty i parmezanem. 




Składniki

Ciasto
70 dag mąki  pszennej pełnoziarnistej
3 jaja
1 szklanka zimnej wody

Farsz
4 - 5 garści młodych czubków pokrzywy ( liście )
250 gr ricotty
2 ząbki czosnku
3- 4 łyżki świeżo startego parmezanu
1 łyżka masła
1 łyżka oliwy
sól
pieprz

Omasta
2 grube plasterki pancetty
2 łyżki masła
parmezan ( do woli )

Pokrzywę pozbawiamy gałązek i zostawiamy same listki, które myjemy. Umyte blanszujemy wrzątkiem. Można chwilę zostawić w gorącej wodzie.  Odsączamy dobrze. Najlepiej wycisnąć z nadmiaru wody. Drobno posiekać. Na łyżce masła i łyżce oliwy podsmażamy chwilę przeciśnięty przez praskę lub drobno posiekany czosnek. Na czosnek wrzucamy pokrzywę i razem kilka minut smażymy. Masa powinna przestygnąć, zanim się doda do niej ricottę oraz parmezan. Wtedy dosmaczamy wedle uznania. 
Gotowe ravioli wrzucamy na wrzącą osoloną wodę. Dodałam do wody wywar jaki został z blanszowania pokrzywy. Był ciemno zielony. Po wypłynięciu gotujemy jeszcze 7-8 minut, aż ciasto nie będzie surowe. Podajemy gorące. W wersji wege tylko z masłem, posypane parmezanem. W wersji mięsnej z usmażoną na chrupko pancettą i parmezanem. 


Banany w cieście po wietnamsku

Moja ulubiona słodka przekąska z barów wietnamskich. Niektórzy mówią  że to danie z ich czasów studenckich. No, ja chyba ich podczas studiów...

Wasze ulubione