04 września 2016

Wizyta u Chłopa Roku 2015



Gdzie są najlepsze chłopy ? Oczywiście w Świętokrzyskim. A tak serio, to coś w tym jest. W zeszłym roku Wiesław Szydłowski z gminy Tarłów został Chłopem Roku 2015. Konkurencja była ostra. Kandydat musiał się wykazać umiejętnościami w kilku dziedzinach. Śpiewy ludowe, krzepa fizyczna, wiedza rolnicza ( np. rozpoznawanie dawnych  narzędzi rolniczych,  poznanie potrawy regionalnej). 
Pojechałam do Ciszycy  koło Tarłowa, by go poznać, zobaczyć jego gospodarstwo, poznać rodzinę i oczywiście zobaczyć go w akcji. Bo Wiesław Szydłowski to postać nietuzinkowa i barwna.  
Ubrany w rzeszowski strój ludowy prezentuje się wspaniale, czyż nie ? Jest solistą zespołu ludowego " Tarłowiacy ". Gospodaruje na 16 hektarach ziemi. Ma różne uprawy i kilkanaście krów.  
Akurat miała być impreza odbywająca się w Tarłowie, więc nadarzała się znakomita okazja, by zobaczyć Wiesława Szydłowskiego w akcji. Zostaliśmy zaproszeni, by go odwiedzić. 
A na imprezie miał wystąpić jako żołnierz i  jako góral. 













Ale warto się przyjrzeć nie tylko działalności estradowej Pana Wiesława Szydłowskiego. Uprawy oraz chów zwierząt, w tym kilkanaście krów. Praca przy nich jest ciężka i wymaga systematyczności. Jak wiadomo, krowy muszą być regularnie dojone. Przy takiej ilości niezbędne są elektryczne dojarki. 





A z takiego mleka wychodzi znakomity ser  i śmietana. Ser zrobiła siostra Wiesława Szydłowskiego. Pyszny i kremowy. 


Dostaliśmy zarówno ser, jak i jajka w tym zielone od zielononóżek. Mnóstwo dawnych odmian jabłek i gruszek, duży słój śmietany oraz buraki cukrowe. 




W gościnie jadłam tzw. flaczki z kaczki, czyli rosół ugotowany na dwóch kaczkach, a następnie mięso zostało porwane, a rosół doprawiony jak flaczki. Czyli flaczki bez flaków wołowych. Zupa przepyszna ! Świetny pomysł na zupę dla tych, którym przeszkadzają flaki i boją się, że mimo płukania będą nadal nieciekawie pachnące. Pomysł Edyty, żony Wiesława już wykorzystałam ostatnio. Zagospodarowanie rosołu i mięsa z jego gotowania na drugi dzień, to czasem problem.  To o wiele ciekawszy pomysł niż robienie pomidorówki. Tym bardziej, że dla mnie pomidorowa musi być gotowana na kościach schabowych. Zupa nam zaserwowana miała też niepowtarzalny smak, bo kaczki były  ich chowu.

Aż żal było opuszczać miłe towarzystwo i prawdziwą wieś. Człowiek z wielkiego miasta tęskni za takim życiem, choćby na krótki czas. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Banany w cieście po wietnamsku

Moja ulubiona słodka przekąska z barów wietnamskich. Niektórzy mówią  że to danie z ich czasów studenckich. No, ja chyba ich podczas studiów...

Wasze ulubione