Banh chung robiłam pierwszy raz w zeszłym roku na TET 2014. Wtedy nie udało mi się dostać liści la dong. Zrobiłam je wtedy w liściach bananowca.
Tym razem w Wólce Kosowskiej kupiłam paczkę świeżych liści LA DONG. Było ich dokładnie 36 sztuk. Nie miałam ramki, by móc łatwo kształtować paczuszki. Każdy tobołek robiłam z 4 liści. Liście la dong były różne, niektóre miały dość twarde rdzenie, co utrudniało kształtowanie ładnych zawiniątek, ale się udało. Paczuszki wyszły większe niż poprzednio. Tym razem, zgodnie z radą pewnej Wietnamki boczek był bardziej mięsny niż poprzednio. By po ugotowaniu nie zniknąć z dania ;) kolorystycznie oczywiście. W porównaniu z poprzednią wersją postanowiłam przygotować trochę więcej fasolki mung. Część tej fasolki została zjedzona na pniu. Wyszło z tej ilości 8 sztuk. I jedno zawiniątko z przewagą fasolki i boczku, bo ryżu było za mało, a i 2 liście la dong się nie nadawały.
Zrobiłam też autorski sos do banh chung. Podstawą jest oczywiście sos rybny, sok z limonki, świeże chilli, świeże listki limonki kaffir, cukier i woda.
Banh chung w przekroju.
Ostatnia paczuszka z tego co zostało. Trochę ryżu i dużo fasolki mung i boczku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz