Pod koniec sierpnia rozłożona na hamaku, rozkoszowałam się ciepłymi promykami słońca, choć prześwitującymi przez listki czereśni. „ Patrz mimozy kwitną, zaczyna się jesień” – powiedział tata. Wyciągnęłam głowę i pytam, gdzie te mimozy są. „ A tutaj, obok ciebie „ – i pokazał mi wysoki łan kwiatów o żółtych, charakterystycznych kwiatach. „ Tato, ale to nie jest mimoza, tylko nawłoć „. „ O patrz, a u nas to mimozami nazywali „ – zadumał się i dodał że jesień się jednak zaczęła. Zastanawiam się skąd to się kiedyś wzięło. Te mimozy, które wcale nie są mimozami ? Sama nie znałam tych roślin, do czasu aż na jakimś warsztacie dzikich roślin mi je pokazano i nazwano. Podobno z tymi mimozami zaczął sam mistrz Tuwim, a Niemen w swoim pięknym utworze rozpowszechnił. I tak dla większości Polaków nawłocie stały się mimozami. A dlaczego o tym piszę ? Intrygowało mnie zawsze czy tak wszędobylskie rośliny da się twórczo wykorzystać. Wszak podobno są gatunkiem inwazyjnym. Jak się okazuje mają sporo właściwości leczniczych, działają moczopędnie, żółte kwiatki mają rutynę i są bogate w antyoksydanty.
Ale ja chciałam wykorzystać nawłoć inaczej, że tak powiem kuchennie. Na jednej z grup kulinarnych dostałam przepis na bułeczki. Lekko słodkie bułeczki. Co ciekawe lekko słodkie, choć ziołowe w smaku. Zamieniłam w przepisie który dostałam oliwę na olej rzepakowy i użyłam miodu rzepakowego, który bardzo lubię.
320 gr mąki pszennej
1/2 - 3/4 szklanki świeżych kwiatów nawłoci
7 gr suchych drożdży
180 ml letniego mleka
4 łyżki oleju rzepakowego
2-3 łyżki miodu rzepakowego
1/2 łyżeczki soli
Mąkę należy wymieszać z innymi suchymi składnikami, drożdżami i solą oraz kwiatami. Dodajemy lekko podgrzane mleko, miód oraz olej rzepakowy i wyrabiamy dobrze ciasto. Zostawiamy parę łyżek mleka w miseczce. Odstawiamy na godzinę w ciepłe miejsce, by wyrosło. Następnie wykładamy blachę pergaminem do pieczenia. Z ciasta odrywamy kulki ciasta i formujemy kilkanaście (około 15 sztuk ) bułeczek. Układamy na blaszce. Odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia przez około pół godziny. Następnie każdą bułeczkę smarujemy pędzelkiem mlekiem i pieczemy około 20 minut w temperaturze 180 stopni C. Świetne smakują same, jak i posmarowane dobrym masłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz