Lubię zupę botwinkową, przypomina mi dzieciństwo. W sezonie botwinki robię często, najczęściej wg. starego przepisu z głowy. Choć wydaje mi się, że ona wtedy miała inny smak. Ale wtedy była przygotowywana na wodzie ze studni. Warzywa były z ogródka Babci Ani. Młoda marchewka, trochę koperku i co najważniejsze wiejska śmietana. Robiona z wiejskiego mleka. Krówka była czarna w białe plamy z wielkimi czarnymi oczyma. Holenderka, choć ja wtedy myślałam, że to taka typowo polska krowa. Ale powróćmy do zupy, która miała przez to wszystko co wymieniłam i zapewne przez wiele innych czynników niepowtarzalny smak. Znów sezon na botwinkę nastąpił. Kupiłam pęczek botwinki w Rysinach. Ale tym razem nie miałam dobrej śmietany, za to została mi puszka mleka kokosowego z zakupów w wietnamskim sklepie. Stąd pomysł na taką zupę. W barwach i smakach Tajlandii. Bo czasem trzeba odmienić zwykłe, znane od lat danie. Nie wiem czy w Tajlandii używają w kuchni botwinki. To taka wolna interpretacja. Można dodać inną pastę curry. Uwaga - zupa jest dość ostra ! W wersji łagodniejszej lepiej ominąć jeden składnik - papryczkę chilli.
Składniki
1 pęczek botwiny ( tylko zielona część )
1 młoda cebula
3 młode marchewki
kawałek imbiru
1 puszka mleka kokosowego
1-2 łyżeczki pasty zielonej curry
papryczka chilli
sól do smaku
olej do smażenia
Smażymy cebulę drobno pokrojoną na oleju z imbirem i chili. Gdy już robią się miękkie dodajemy drobno posiekane liście botwinki. Jeszcze chwilę razem smażymy. To zalewamy około litrem wody. Gotujemy około 10 minut i dodajemy mleczko kokosowe oraz pastę curry zieloną. Dosalamy do smaku. Podajemy gorącą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz