08 września 2019

Flaki



Flaki to danie sztandarowe mojego męża. Odkąd po raz pierwszy zdecydował się by je zrobić,  są u nas daniem goszczącym regularnie. I przyznam są naprawdę znakomite.  A ja przecież nie przepadam za podrobami. Kiedyś flaki jadłam tylko na uroczystościach rodzinnych, w moim domu rodzinnym ich się nie robiło. Na początku mąż dodawał trochę za dużo marchewki i korzenia pietruszki, przez co danie było trochę za słodkie. Teraz słodkość jest idealna, a dodatek świeżego imbiru podkręca je odpowiednio.  Gęś pilnuje miski, ale w daniu nie ma gęsiny. Ot gąska ochroniarz. A jeszcze ciekawostka na temat flaków. Jak byliśmy na Białorusi, tamtejszy Polak z miejscowości Baranowicze który nam wynajmował mieszkanie powiedział, że na flaki to on jeździ do Warszawy. Tam mieszka jego syn teraz. My też czasem wpadamy na Pragę, do lokalu " Pyzy, flaki gorące ".


1 kg flaków wołowych
2 marchewki
1 korzeń pietruszki 
około 1 cm imbiru świeżego
1 średnia cebula
1/4 dużego selera
4-5 suszonych grzybów
1,5 - 2 litry bulionu z kości wołowych i 70 dag wołowiny
kilka ziarenek pieprzu
3-4 ziarenka ziela angielskiego
2 duże liście laurowe
olej rzepakowy do smażenia
sól do smaku 
1,2 łyżki mąki pszennej ( opcja )
szczypta gałki muszkatołowej
świeżo zmielony czarny pieprz
2 łyżeczki przyprawy do flaków ( opcja )
majeranek
papryka słodka w proszku
papryka ostra w proszku 


Flaki płuczemy, a następnie 1,5 godziny gotujemy je w wodzie. Odlewamy wodę. W nowej wodzie gotujemy jeszcze godzinę. W tym czasie gotujemy rosół wołowy na kościach i mięsie oraz grzybach. Po odlaniu wody wkładamy flaki do rosołu i dodajemy pieprz w ziarenkach, liście laurowe oraz ziele angielskie. Dodajemy marchewkę, seler i pietruszkę starte na tarce po kilku minutach.  Na oliwie smażymy cebulę pokrojoną w drobną kostkę. Do tego dodajemy mąkę pszenną i robimy zasmażkę. Można dodać samą cebulę przesmażoną, jak nie chce się dodawać zasmażki. Do gotujących się flaków dodajemy pokrojoną w drobne paski lub szarpaną wołowinę z rosołu. Doprawiamy przyprawami i chwilę razem gotujemy, by smaki się przegryzły.  Podajemy gorące !




1 komentarz:

  1. Bardzo lubię tą zupę :) Polubiłam już jako dziecko i strasznie mnie denerwowało, gdy na różnych imprezach wciskali mi rosół. A w Warszawie najlepsze były podawane w Barze Gocałwskim na ulicy Płowieckiej. Rewelacyjne :) Dawno nie byłam, bo tam tylko w tygodniu i o 17 to już zamykają.

    OdpowiedzUsuń

Banany w cieście po wietnamsku

Moja ulubiona słodka przekąska z barów wietnamskich. Niektórzy mówią  że to danie z ich czasów studenckich. No, ja chyba ich podczas studiów...

Wasze ulubione