Zrobiło się jesiennie. Pora na włoskie wspomnienia głównie kulinarne, bo być może znów zagoszczę na ziemi włoskiej.
Byłam wtedy co prawda na pielgrzymce związanej z Janem Pawłem II, a nie na kulinarnej wyprawie, to nie przeszkodziło mi jednak chłonąć Włochy od tej strony, jeśli czas zorganizowanej wyprawy na to pozwalał.
Pierwsze spotkanie z kuchnią włoską to śniadanie we włoskich Alpach. Było podobnie jak w Polsce, choć bardziej na słodko. Wędliny, sery i dżemy. Ale na szczęście niezła kawa z ekspresu i ciasta. Jedno chyba z pomarańczą, a drugie z jabłkiem. Całkiem niezłe. Z Tarvisio ruszyliśmy na Padwę.
Byłam wtedy co prawda na pielgrzymce związanej z Janem Pawłem II, a nie na kulinarnej wyprawie, to nie przeszkodziło mi jednak chłonąć Włochy od tej strony, jeśli czas zorganizowanej wyprawy na to pozwalał.
Pierwsze spotkanie z kuchnią włoską to śniadanie we włoskich Alpach. Było podobnie jak w Polsce, choć bardziej na słodko. Wędliny, sery i dżemy. Ale na szczęście niezła kawa z ekspresu i ciasta. Jedno chyba z pomarańczą, a drugie z jabłkiem. Całkiem niezłe. Z Tarvisio ruszyliśmy na Padwę.
W Padwie raczyłam się lodami. Ciekawy system nakładania- szpatułką, który to sposób potem i w Polsce znalazł zwolenników. Ale im większą ilość porcji się kupowało tym do zapłaty wychodziło taniej.
W wielu miejscach można zjeść na szybko pizzę, w trzech wariantach smakowych zazwyczaj, margheritę, z salami i z cukinią bardzo cieniutko pokrojoną. Nie jest to pizza najwyższych lotów, ale całkiem zjadliwa. Najlepszą pizzę jadłam we Włoszech w Rzymie, gdy poszliśmy ją zjeść ze znawcą tamtejszych lokali gastronomicznych, naszym opiekunem pielgrzymki.
Nocleg w Rimini. Teraz i później podawano nam jako obiadokolację - dwa drugie dania. Czyli na pierwsze zazwyczaj jakiś makaron. Przeważnie w sosie pomidorowym, a na drugie zazwyczaj kurczak pieczony z ziemniakami. No wiem, że makaron nie stanowi we Włoszech dania głównego, ale po zjedzeniu miski makaronu z sosem nie bardzo miałam ochotę na coś więcej. Po kilku dniach brakowało mi też jakiejś zupy.
Śniadanie w Rimini nie było zbyt smaczne. A najgorsza była kawa. W ogóle najgorsza jaką piłam we Włoszech. Ale czekał nas Asyż i to miało wynagrodzić męki kawowe.
W Asyżu jest mnóstwo urokliwych miejsc gdzie można wypić kawę i zjeść coś dobrego. Można było wybrać miejsce ustronne, ale na samym środku ruchliwego deptaku.
W Asyżu jest mnóstwo urokliwych miejsc gdzie można wypić kawę i zjeść coś dobrego. Można było wybrać miejsce ustronne, ale na samym środku ruchliwego deptaku.
Kawa w takim miejscu smakuje wybornie. Można spokojnie siedzieć i obserwować ludzi kłębiących się wokół. Czas jakby się zatrzymuje w takich miejscach.
A potem podróż do Wiecznego Miasta. Kilka dni na smakowania Rzymu, choć raczej z doskoku niż na całego. Wszak przybyłam na Kanonizację Jana Pawła II i to jest najważniejsze.
W Rzymie oczywiście tłumy turystów wszelkiej narodowości. Trudno było znaleźć miejsce by coś zjeść dobrego i nie za miliony euro. Kawy jednak sobie nie mogłam odmówić, zgodnie z pouczeniem naszego opiekuna, zamawianej i pitej przy barze.
W Rzymie w wielu miejscach zachwycały wielkie drzewka laurowe. Coś co u nas jest sprzedawane w małych torebkach, tam zachwyca świeżością i ilością. Po powrocie do Polski okazało się, że można dostać u nas liście laurowe w doniczkach. Oczywiście
Oprócz drzewek laurowych na naszym kempingu rosły drzewka kocanki włoskiej, w Polsce nazywanej nie wiem dlaczego curry. Kocanka ma zapach bardziej rosołowy niż curry, ale widocznie tak akurat kojarzyło się innym. Można używać do aromatyzowania potraw, ale potem lepiej usunąć z potrawy, bo same gałązki mają posmak gorzkawy.
Podczas obiadokolacji na kempingu we Włoszech serwowano nam zazwyczaj różne typy makaronów na pierwsze danie, zazwyczaj z sosem pomidorowym, a na drugie pieczony kurczak z ziemniakami. Ja zazwyczaj zjadałam swój makaron i oddawałam kurczaki zgłodniałym kolegom z pielgrzymki. Po pierwsze nie przepadam za kurczakiem, po drugie ileż można jeść tego kurczaka? Czy ktoś podał Włochom jakąś ściągawkę na temat żywienia Polaków ?
Pożegnaliśmy Rzym i wieczorem dotarliśmy do Fuggi w rejonie Lacjum. Tam czekała na nas dziwna obiadokolacja w postaci wędliny panierowanej w bułce tartej i jajku i następnie usmażonej, serwowanej z kupką frytek i sałatą. Jedyne co mi przyszło do głowy to cotechino, czyli rodzaj surowej włoskiej kiełbasy. Ale to coś cotechino, które raz kupiłam i zrobiłam z soczewicą nie przypominało. Bardziej była to może jakaś wędlina typu mortadela ? Przyznam, że nawet miałam takie skojarzenia z dawnymi czasami PRL, gdy polska mortadela była panierowana w jajku i podawana w daniach obiadowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz