Gdy na targu w Żarkowie, małym miasteczku niedaleko Częstochowy zobaczyłam papryki pomidorowe oczami wyobraźni zobaczyłam co z nich zrobię. To były legendarne papryki o jakich słyszałam od kilku lat. Że były do dostania za czasów komuny, a potem nagle zniknęły. Niemal tak szybko jak się pokazały. Pamiętam bardzo aromatyczne, czerwone papryki z czasów dzieciństwa. Ten zapach, jakby zatrzymał się w mojej głowie. Obecne papryki nie mają nawet połowy tego smaku i aromatu. Są jakby wyprane ze smaku. Te kupione na targu to co innego. Potrzebne było jeszcze sporo cebuli. Pomidory już czekały w Radomiu, tylko trzeba je było zerwać z krzaczków. Już wiecie co chciałam zrobić ? Brakowało tylko jakiejś dobrej kiełbasy. Przejrzałam jednak ostatnio książkę Roberta Makłowicza o kuchni węgierskiej i wyłowiłam co nieco informacji i ciekawostek. Między innymi takie, że do dania nie trzeba dodawać papryki w proszku, a wersja bez mięsa nie jest naganna. I tak powstało pierwsze moje leczo wegańskie.
Składniki
3 kg papryki pomidorowej lub białej węgierskiej
3 kg mięsistych pomidorów
1,5 kg cebuli
kilka ostrych papryczek ( opcja )
olej słonecznikowy do smażenia
sól
Na patelni smażyć na oleju słonecznikowym cebulę pokrojoną w krążki, potem papryki pokrojone w dość spore kawałki. Jak dobrze się podduszą, to dodajemy pomidory, obrane ze skórki i pokrojone w ósemki. Posolić do smaku. Dobrze poddusić razem. Pparyki nie powinny się rozpadać. Podawać gorące z pieczywem lub ryżem.