Marywilska 44. Samo hasło dużo mówi, dla tych co wiedzą o co chodzi oczywiście. Miejsce magiczne, twierdzę tak, choć wiem że dużo osób może się z tym nie zgodzić. Dla mnie każda podróż tam jest przygodą kulinarną, szaleństwem i odkryciem. Jadę tam jak do innego kraju. Bo to miejsce jakby oderwane od naszej rzeczywistości stolicznej. Zawsze znajduję coś nowego i coś ciekawego się dowiaduję. I nie chodzi tu bynajmniej o kupno podróbki jakiegoś ciucha czy zalatujących gumą butów. To rzeczywistość kulinarna. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie poznać i zrozumieć wszystko. To raczej niemożliwe. Co i rusz pojawiają się nowe produkty, owoce, zielenina czy jakieś przetwory. Wracam zazwyczaj z kilkoma torbami. Pewne pozycje są stałe ( tofu w kawałkach z zalewą, pak choi, kolendra, bazylia tajska, pachnotka zazwyczaj bordowa, by lepiej wyglądała na talerzu ). Odwiedzam dwa sklepy, bo część produktów nie powtarza się. Tym razem odwiedziliśmy jeden.
SKLEP SPOŻYWCZY AZJATYCKI HUE-PHIEN. To jeden z tych sklepów z azjatycką żywnością i nie tylko żywnością. Bo są tam również różne naczynia i przyrządy do gotowania. Czasem można dostać np foremki do ciastek księżycowych. Sklep jest wietnamski tylko z nazwy. Ma mnóstwo produktów z całej niemalże Azji i z Polski. Co ciekawe, jak tam byłam, najczęściej kupowanym produktem były i są .... chrupki kukurydziane. Polskie matki kupują je swym pociechom. Nie słyszały o GMO ?
Tym razem jednak to nie było rodzinne smakowanie i wybieranie. Było nas dużo, a naszym przewodnikiem duchowym był Marcin Sulżycki, czyli Slodkokwasna.pl. Opowiadał, radził, polecał i odradzał ;) Tu trzyma coś oryginalnego. Miałam już ten napój z jaskółczych gniazd w ręku. Ale chyba nie został włożony przez sprzedającą do toreb z moimi zakupami. Może trafił do innej torby ? Smak czeka nadal na odkrycie.
Uwaga w prawym górnym rogu mityczne chrupki kukurydziane. Oprócz tego egzotyczne owoce i nasze polskie jabłka, jak widziałam chętnie kupowane przez Wietnamczyków. Ciekawe jak zmieniają się ich gusty i smaki tutaj w Polsce ? Jakie polskie dania lubią ? Coś nas na pewno łączy. Lubię boczek i wołowinę w oryginalnych połączeniach.
Uchwycenie takiego stanu, ze w alejce nikogo nie ma jest prawie niemożliwe. Stojąca w końcu alejki Wietnamka jak zobaczyła, że robię zdjęcia czmychnęła szybko w bok.
A potem obładowani torbami i przyjemnością poznania kilku osób udaliśmy się do baru NAM SAJGON. Sama historia tego baru jest długa i ciekawa. Koniec końców wylądował pod adresem Marywilska 44. Choć mi bardzo odpowiadało jak był na Brackiej w Warszawie.
Oprócz parasolek, które dostaliśmy na samym początku, były też takie suweniry. Przyznam - smak tych z TARO taki dobry, choć z lekka chemiczny. Ale najlepszy z tych wszystkich. Dodam, że wszystkie są bardzo dobre.
Springrollsy, czyli pyszności zawijane w papier ryżowy. Nie smażone. Większości nieznane. Bo jak sajgonki...to trzeba je usmażyć koniecznie. Takie są idealne, Najlepsze ze smażoną wieprzowiną, krewetkami i mnóstwem zieleniny wietnamskiej. I nie myślę tu bynajmniej o tonie kapusty pekińskiej.
Jedno z moich ulubionych w Nam Sajgon - sałatka ze smażoną wołowiną z makaronem bun, mnóstwem zieleniny, kiełkami fasoli mung, prażoną cebulką i orzeszkami ziemnymi. W bulionie. Jak zjesz takie danie, to już nic nie zjesz więcej. Bun z wołowiną Nam Bo.
Odkrycie kulinarne ;) Kurczak w sosie majonezowym. Nie powiem bym była na nie, a to dlatego że zawsze po zrobieniu sałatki warzywnej zostaje mi pół słoika majonezu z którym nie wiadomo co zrobić. Można też dodać mnóstwo różnych warzyw, zalegających w lodówce. To może być hit ! Żartuję oczywiście :)
Pho bo to klasyk kuchni wietnamskiej, znany w szerokich kręgach smakoszy i foodies, szczególnie warszawskich. Mieszkać w Warszawie i nie jadać tej zupy, będącej zarazem całym posiłkiem ? To w złym tonie. A obok bun cha, czyli boczek w słodko-kwaśnej zalewie, podawany z makaronem ryżowym i zieleniną wietnamską.
Zupa tajska z krewetkami. Próbowałam. Poprawna, wolę swoją wersję.
http://annapgk.blogspot.com/2013/09/red-onion-zapraszam-w-podroz-w-kraine.html
A to cukierki wietnamskie robione z fasolki mung. Dobre, ale jak dla mnie zbyt słodkie i mączyste.
Kupiłam mnóstwo pysznych rzeczy oczywiście. Miałam wielką torbę. A w niej m.in pastę Mam tep jedną gotową z mięsem, a drugą taką do zrobienia dopiero. Już kiedyś kupiłam taką, ale robioną przez Wietnamczyków na miejscu w Polsce. Była o wiele lepsza niż ta fabryczna. Ten smak mnie zaintrygował, na tyle że planuję zrobić taką w domu.
http://annapgk.blogspot.com/2015/09/wietnamskie-inspiracje-pasta-mam-tep.html
To kupiłam z ciekawości. Kiedyś kupiłam jeden cały owoc i zrobiłam z jego dodatkiem danie świąteczne, oczywiście wietnamskie. http://annapgk.blogspot.com/2015/02/wietnam-na-paeczkach-przepekla.html
Bánh giò to przepyszne piramidki z ciasta ryżowego z nadzieniem z mięsa mielonego i grzybów. Zawijane w liście bananowe.
I na koniec pączek wietnamski. W środku z nadzieniem z fasolki mung na słodko. Zjedzone w domu wieczorem :)
Czy już przekonałam Was, że warto pojechać na Marywilską 44 ?