Wczoraj na polu u Majlertów działy się rzeczy przedziwne.
Mnóstwo ludzi przyjechało na zaproszenie gospodarzy na „ wyczyszczenie pola „ z
warzyw. Choć byliśmy prawie od początku, na polu już zastaliśmy mnóstwo osób
buszujących na polu. A część leniwie przechadzała się s między stołami pełnymi
pyszności. Czego tam nie było. Gospodarze zapewnili pyszną zupę dyniową,
całkiem pikantną. Były kiełbaski z ogromnego rusztu. Ktoś przyniósł herbatkę z
żółtlicy i kombuchę w butelkach. Ogrom ciast dyniowych i marchewkowych,
wegańskie pasty, foccacia i pizza nawet była.
Rzuciłam się na mangold w pięknych kolorach. Potem oczami
wyobraźni zobaczyłam kalarepkę faszerowaną już w piekarniku. Na razie była na
polu do zebrania. Potem jeszcze skromna endywia, kilka gałązek brunatnego w
kolorze musztardowca. Trochę kolendry z kwiatami. Kwiaty wszak są jadalne.
Trochę listków małego szpinaku i kilka listków jarmużu toskańskiego. Jurek, mój
młodszy syn przydźwigał mi z pola niebieską dynię i to zupełnie dobrą.
Po tym zbieraniu zjedliśmy trochę pyszności.
Po trochu każdego, by spróbować różnych smaków. Spotkałam koleżankę, która
miała w koszyku parę listków pachnotki fioletowej. Okazało się, że pachnotki są
w tunelu szklarniowym. Ten przeoczyłam. Syn pobiegł do tunelu, jak to potem
powiedział znaleźć mi te pachnotki. Obok były też pak choi. Jak towarzystwo
szabrownicze udawało się na spacer z Panem Majlertem już wychodziliśmy, bardzo
zadowoleni i niemożebnie umorusani.
I
jak już wracaliśmy do samochodu doleciał do mnie tekst małej dziewczynki do
chłopczyka „ Czekaj na mnie przy kalarepkach „. Dzięki takiemu zdarzeniu dzieci
poznają warzywa. Nie na rysunkach w książce. A ludzie poznają różne egzotyczne
warzywa. Nie zliczę pytań innych osób o to co zbieram akurat, czy co robię z
pachnotki czy musztardowca.