Strony

19 grudnia 2013

Zimowo: Pomarańczowe ciasteczka




Tydzień temu byłam na warsztacie ciasteczkowo-piernikowym. W małym gronie robiliśmy małe ciasteczka. Różne, różniaste. Ja wybrałam pierniczki oraz kruche cytrynowe z lawendą. Inni piekli też pierniczki, kruche cytrynowe z lawendą lub bez, rogaliki orzechowe oraz przecudowne pomarańczowe ciasteczka. I te ciasteczka smakowały mi najbardziej. Wieczór skończył się ciemną nocą, towarzyszyły nam dwa urocze psiaki : suczka i szczeniaczek :) 




Przepis poniższy jest wariacją na temat przepisu jakiego używaliśmy na warsztatach. Obcięłam ilość cukru ( tak robię zazwyczaj ), zmieniłam dodatek w postaci marmolady pomarańczowej na skórkę pomarańczową. Postanowiłam też dodać na wierzch ozdobę w postaci kandyzowanego kumkwatu :) 



Pomarańczowe ciasteczka z kandyzowanym kumkwatem

ciasto
3, 5 szklanki mąki pszennej
200 gr masła
1/2 szklanki cukru
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta  soli

1 jajko

2 -3 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej ( można zrobić samemu z   1,5 sztuki pomarańczy i 1/4 szlanki cukru )

1 łyżeczka skórki otartej z pomarańczy,



dodatki 

3 łyżki drobno posiekanych orzechów albo migdałów, ew. wiórek kokosowych
6-7 owoców kumkwatu,
1/4 cukru 
kawałek cynamonu
1 anyż gwiazdkowaty,


Przygotowujemy kandyzowany kumkwat. Oczyszczone owoce kumkwatu, pokrojone w ładne plasterki smażymy z cukrem, cynamonem i anyżem przez około 1 godzinę. Podobnie możemy przygotować własną skórkę kandyzowaną- ze skórek pomarańczowych oraz cukru. 



Do jednej miski  przesiewamy  mąkę, sól,  skórkę startą z  pomarańczy oraz sodę oczyszczoną. W drugiej misce ucieramy  miękkie masło z cukrem na gładką, jasną masę. Dodajemy jajko, ucierając, aż masa będzie jednolita. Następnie dodajemy  kandyzowaną skórkę pomarańczową. Do masy maślanej dodajemy mąkę, po łyżce i  mieszamy. Później lepiej już ugniatać rękami. Gdy ciasto jest już zagniecione dzielimy je na 3 części i formujemy wałki o średnicy 3-4 cm. Posiekanymi  orzechami, migdałami lub wiórkami obtaczamy wałki ciasta. Owijamy  każdy wałek  ciasta w folię spożywczą i chowamy do lodówki na 1/2 h.

Ciasto wyjęte  z lodówki kroimy na  plasterki około 0,5 cm i kładziemy na pergaminie na blasze. Wrzucamy do  piekarnika nagrzanego na 160 stopni Celsjusza. Pieczemy około 15 minut. Znakomite do herbaty i kawki :) Pachną niesamowicie :) A jak smakują ! Niedługo wypróbuję z kandyzowanym imbirem :)


14 grudnia 2013

Warsztat kuchni Tatarskiej

To był listopadowy poranek, zimnawy i dżdżysty. Czekałam na pociąg do Białegostoku, zawsze tam jeździłam samochodem albo autobusem. Niestety nie było tego dnia żadnego autobusu, ani busika, który dotarłby do stolicy województwa podlaskiego przed godziną 11. A jechałam na warsztaty kuchni tatarskiej. Prowadzącą miała być Pani Maria Radecka, właścicielka restauracji " Przysmaki Tatarskie " w Supraślu. Pierwszy raz Panią Marię poznałam w kwietniu 2011, gdy trafiliśmy do jej restauracji w Supraślu. Zrobiliśmy sobie takie wiosenne niby-wakacje na Podlasiu. 


W poszukiwaniu tatarskich smaków najpierw co prawda trafiliśmy do Kruszynian do "Tatarskiej Jurty ". Tam próbowaliśmy naszych pierwszych dań tatarskich : pierekaczewnika, kołdunów tatarskich, czebureków. Akurat tego dnia była tam też telewizja Białystok. Przygotowywali program o kuchni tatarskiej pani Dżenetty Bogdanowicz. 

Latające ciasto
A potem trafiliśmy do restauracji "  Przysmaki tatarskie " pani Marii Radeckiej. Co ciekawe nasz nocleg w Supraślu  był blisko tej restauracji. Jedliśmy tam mnóstwo potraw. Specjalnie dla mnie pani Maria upiekła tatarską babkę ziemniaczaną z wołowiną. To była najlepsza babka ziemniaczana jaką jadłam. Do tego surówka z kiszonej kapusty. A mój syn zasmakował w surówce z marchewki z czosnkiem. Dodam, że nie lubił nigdy marchewki, a w tej potrawie zakochał się od pierwszego kęsa :).   Teraz tęsknimy za przysmakami tatarskimi pani Marii. Dlatego jak usłyszałam o warsztacie, wiedziałam że muszę na nim być.
















Najpierw pani Maria pokazała jak skutecznie rozciągnąć ciasto na Kobate, by było cieniutkie prawie jak muślin. Ciasto powinno być plastyczne i wytrzymałe. Potem smaruje się je ciepłym rozpuszczonym masłem i kładzie farsz. Odpowiednio roluje- to sztuka !



Kobate jest to rodzaj dużego pierogu - ciasta z mięsem baranim, jagnięcym, wołowym  lub indyczym. Zawsze z cebulką. Wersja - moja ulubiona - z serem  z rodzynkami, to Dżantyk.  Jest jeszcze wersja z jabłkami, która nazywa się Almałyk
Tak wygląda kobate zwinięte w ślimak w brytfance. Teraz powinno się je obficie posmarować masłem przed pieczeniem. I wstawić do nagrzanego  piekarnika.



Gdy Kobate się piekło uczestniczki warsztatów z białostockiego osiedla robiły farsz do kartoflaników. Farsz do kartoflaników robi się z ugotowanych w mundurkach ziemniaków, przeciśniętych przez praskę, drobno startymi jajkami ugotowanymi na twardo oraz z zieloną pietruszką.


Dobrze zrobione kartoflaniki powinny stać na podstawce, jak jeżyki. Ma to ułatwić pracę przy gotowaniu pierożków. Na grzbiecie pierożka powinny powstać charakterystyczne wypustki- jeżyki. Tu na zdjęciu są różne pierożki, dlatego że każda uczestniczka warsztatu robiła je inaczej.

Kartoflaniki podaje się z roztopionym masłem.
Mam dla Was ciekawy fragment książki Aleksandra A. Miśkiewicza i Janusza Kamockiego " Tatarzy słowiańszczyzną obłaskawieni ". Poleciła mi ją właśnie Pani Maria, gdy u niej jedliśmy. " W tradycyjnym pożywieniu tatarskim ważną rolę pełniło mięso, przy czym dominowała tu baranina i gęsina, ongiś ponoć chętnie jadano mięso kozie. Specjalnością kuchni tatarskiej są kołduny, które, jak się uważa, są znacznie lepsze od kołdunów wileńskich, a zwłaszcza kowieńskich. Są od nich zdecydowanie mniej tłuste, nie używa się bowiem do ich robienia łoju ( choć w II połowie  XIX w. Tatarzy mieszkający na Suwalszczyźnie do kołdunów używali łoju nerkowego ). Ciasto do kołdunów jest robione z mąki i jajek ( na kilo mąki bierze się 2 lub 3 jaja ) i niewielkiej ilości wody, nadziewa się je surowym, posiekanym ( dziś często zmielonym ) mięsem wołowym lub baranim, z dodatkiem majeranku, pieprzu, soli i cebuli ".



To kobate po wyjęciu z pieca było wyborne !

07 grudnia 2013

SYRNICZKI, wschód na talerzu...


Bezkres Rosji i różnorodność jej Narodów i kuchni. Trudno czasem stwierdzić czy danie jest rdzennie rosyjskie czy też dzielą się owe dania wspólnym " pochodzeniem " z inną nacją czy grupą etniczną. Tak jest z SYRNICZKAMI. Zarówno Rosjanie jak i Ukraińcy twierdzą że to ich danie. Nie dziwię się owej dyspucie, bo pyszne twarogowe placuszki, posypane cukrem pudrem lub polane sosem śmietanowym są tego warte. W zasadzie za każdym razem przy okazji wizyty w ukraińskiej lub rosyjskiej restauracji je zamawiam. Cała moja rodzina je bardzo lubi. 



SYRNICZKI

0,5 kg tłustego twarogu ( najlepiej jakby był wiejski, ale nie ma tak dobrze :
( ja użyłam garwolińskiego )
3/4 szklanki kaszy manny
3-4 jajka 
3-4 łyżki cukru ( do smaku )
1 opakowanie cukru waniliowego
2-3 łyżki mąki pszennej
mała szczypta soli
olej rzepakowy i masło do smażenia

sos 
1 małe opakowanie śmietany dość tłustej
esencja waniliowa lub cukier waniliowy

lub cukier puder do posypania

W misce łączymy twaróg ( rozcierając go dokładnie ) z cukrem, cukrem waniliowym,  jajkami, solą i kaszą manną. Ucieramy, starając się by nie było grudek. Gdy jest już gotowe kopiastą łyżkę masy obtaczamy w mące z obu stron, formując placuszek. Kładziemy na gorący tłuszcz ( mieszanka oleju rzepakowego i masła ). Smażymy z obu stron na lekko brązowo. Podajemy gorące, polewając sosem śmietanowym lub posypując cukrem pudrem.
Świetne danie, szczególnie na długie zimowe wieczory. Do tego szklanka gorącej  herbaty, może być z samowara ;) 

30 listopada 2013

Warsztat Kuchni Koreańczyków z Azji Centralnej




W listopadowe popołudnie  udałam się na warsztat kulinarny do Teatru Baza. To już kolejny warsztat w ramach projektu " Historie Kuchenne", współfinansowanego ze środków M.St. Warszawy. Skusiła mnie"  azjatyckość " tematu. No i ciekawość jak miejsce zamieszkania może zmienić zwyczaje kulinarne całej społeczności. 
Warsztaty prowadziła Inessa Kim, szefowa " Bistro Kim T & V". Opowiedziała nam po krótce historię swojej Rodziny. Jej dziadkowiew 1937 r. zostali przesiedleni z dalekich wschodnich krańców ZSRR na tereny Środkowej Azji, To i wcześniejszy eksodus z Korei sprawił, że kuchnia zmieniała się wraz z przemieszczaniem się ludności. Kuchnia ludów zamieszkujących środkową Azję wpłynęła na sposób odżywiania nowych przybyszów. 


Smażenie placków po koreańsku.


Myślę że na te zmiany ma tu przede wszystkim wpływ dobór składników i ingrediencji. Jedne składniki trzeba zastapić innymi, gdyż są trudno dostepne lub wręcz niemożliwością jest dostanie ich w tej częsci świata. Drugi czynnik to wpływ innych grup etnicznych czy narodowych. Tworzy się zupełnie nowa jakość. Jak choćby przykład  marchewki po koreańsku, potrawy  znanej w całej Rosji i krajach postkomunistycznych, a nieznanej w Korei.

W istocie kuchnia Koreańczyków obecnie mieszkających na terenie Kazachstanu i Uzbekistanu niewiele ma wspólnego ze zwyczajami kulinarnymi Koreańczyków mieszkających w swoich państwach. A może należy pisać o Korei Południowej tylko? Bo nawet nie można za wiele dowiedzieć się o obecnej kuchni Korei Północnej, bo panuje tam podobno głód. 



Baza do placków po koreańsku.
Inessa podzieliła nas na 3 grupy. Ja znalazłam się w wegetariańskiej, choć nie jestem wegetarianką. Kroiłyśmy ( same babeczki w grupie ) składniki do placków, które w bistro Inessy cieszą się największą popularnością. Do gęstego ciasta przypominającego te na naleśniki dodaje się paprykę, ogórki kiszone oraz pieczarki.  Co ciekawe  kiszony ogórek zastępuje KIM CHI. Jedliście już  kiedyś Kim chi ? To przeżycie samo w sobie. Te placki po koreańsku podaje się z sosem sojowym, dlatego ciasta nie powinno się solić. 


W grupie pierwszej siekali i tarli warzywa na KUKSI, czyli makaron po koreańsku. Inessa pokazała nam swoją  tarkę do marchewki, skonstruowaną tak by wychodziły ładne słupeczki o określonej wielkości i grubości. Specjalnie do dania MORKOW-CZA, czyli do marchewki po koreańsku. Jest ona jednym ze składników makaronu po koreańsku.


Inessa Kim









Pozostałe składniki to ogórki oraz kapusta przygotowywane i przyprawiane  oddzielnie. A także przesmażone mięso wieprzowe, ugotowany makaron  pszeniczny oraz specjalny sos na bazie sosu sojowego jasnego z octem, cukrem z pomidorami.




Sos do kuksi.

Makaron po koreańsku gotowy.


Trzecia grupa robiła pierożki koreańskie z farszem z  kapusty białej, kiszonej  oraz wieprzowiny, czosnku i cebuli. Zostało trochę farszu, a nawet całkiem sporo. Nazwaliśmy ją bigosikiem koreańskim. Na koniec jeszcze zjedliśmy po pierożku koreańskim.



Pierożki drożdżowe


Pierożki drożdżowe gotowane w mantownicy. A potem nastąpiła uczta dla ucha. Inessa zagrała na gitarze i zaśpiewała po rosyjsku. Trochę na smutno, trochę na wesoło. Zrobiło się bardzo klimatycznie. Oryginalne jedzenie, fajni ludzie i atmosfera oraz muzyka zrobiły swoje...Aż żal było wychodzić :)



20 listopada 2013

Indyjskie smaki: Paneer i Palak Paneer


Kuchnia indyjska to jedna z moich ulubionych. Bakcyla złapałam podczas wakacji w Jastrzębiej Górze, chyba w 1994 roku.  Mieszkałam wtedy u prawdziwych Kaszubów w miejscowości Tupadły. Ale o szczegółach tego zamieszkania napiszę niebawem przy okazji wspominek o kuchni regionalnej... Podczas tego upalnego lata w Jastrzębiej Górze była impreza Hare-Kryszna. Spróbowałam wtedy hinduskich dań przygotowanych przez organizatorów. Paradowałam w powiewnej sukience z wymalowanymi pięknymi, subtelnymi kwiatuszkami na twarzy... Młodość ma swoje prawa :)
Mój ówczesny chłopak bardzo tanio kupił od dziewczyn w sari książkę Adiraja Dasa  " Kuchnia Kryszny- indyjskie potrawy wegetariańskie". To była jedna z moich pierwszych poważnych książek kucharskich. Brzmi to może abstrakcyjnie, ale ja ją podczas tych wakacji przeczytałam całą, ..a tam oprócz wprowadzenia  są głównie przepisy... ale jakie ! Wtedy większość składników wydawała się abstrakcyjna i niemożliwa do zdobycia. Jak asafetida, mango w proszku, tamarynda, woda różana czy mąka z grochu włoskiego.
Najbardziej zaintrygowała mnie ASAFETIDA. To żywica  drzewa Ferula asafoetida,  gdy sproszkowana jest w kolorze żółtawym. O aromacie cebuli. Kuchnia Kryszny nie używa cebuli i czosnku, jako "potęgujące cechy cechy pasji i ignorancji", zatem asafetida może zastępować cebulę. Tam też przeczytałam o serze domowej roboty PANIR. Mój pierwszy zrobiłam według przepisu z tej książki. 

PANIR ( PANEER )

2 litry mleka krowiego
około 5 łyżek soku z cytryny
szczypta soli


Mleko gotujemy w dużym garnku na małym ogniu. Gdy mleko się zagotuje dodajemy sok z cytryny. Mieszamy delikatnie. Zaczynają pojawiać się kłaczki, a nawet całe grudy tworzącego się sera. A zostaje żółtawa serwatka. Powinna być przezroczysta. Gdy ser się zupełnie oddzieli wylewamy ostrożnie ser na sitko,  wcześniej wyłożone takim materiałem jak pielucha tetrowa. Serwatkę możemy wykorzystać na wiele sposobów, więc warto ją zachować :). By ser był jędrniejszy można przepłukać go zimną wodą. Wypłucze to resztki serwatki z sera. Robimy to nad zlewem najlepiej. Odciskamy wodę. 
Wychodzi około 200- 250 gr  sera twardego. 

By był twardy, nadający się do sosów powinno się go  zawiniętego w tetrę zostawić na jakiś czas,  przyciśniętego w ten sposób, by odciekająca ciecz nie wsiąkała z powrotem w materiał. Ja mu daję całą noc albo dwie. Ser ten może udawać mięso, bo nie rozpuszcza się na miazgę, zachowując swą konsystencję i kolor. 

Nie jest trudno go zrobić w domu, trzeba mieć dobre mleko, najlepiej wiejskie. Na pewno nie UHT. Cytrynka. Trochę trudu i paneer gotowy :). A potem można zrobić pyszne danie indyjskie.

PALAK PANEER
0,5 kg szpinaku,
ok 200-250 gr paneeru,
200 gr pomidorów ( mogą być z puszki) lub 
ewentualnie ok. 200 gr soku pomidorowego,
1 cebula ( najlepiej czerwona ),
5 ząbków czosnku,
1 łyżeczka garam masali,
1/2 łyżeczki mielonego kuminu,
1/2 łyżeczki nasion kozieradki,
1/2 łyżeczki zmielonej kolendry,
ok 1- 2 cm świeżego imbiru,
olej lub ghee do smażenia,




Umyte liście szpinaku porwać na kawałki. Na patelni suchej podprażyć kumin, następnie kozieradkę i kolendrę. Każde oddzielnie. Na patelni rozgrzać olej lub ghee i dać pokrojoną cebulę i czosnek oraz kumin, kolendrę i kozieradkę. Przesmażyć, aż cebulka będzie złotawa. Dodać pomidory lub sok pomidorowy, garam masalę oraz drobno pokrojony imbir. Doprowadzić do wrzenia i dodać szpinak. Dodać pokrojony w kostkę paneer. Ostrożnie wymieszać. Dosolić do smaku. Podawać z ryżem basmati lub papadamami.

Smacznego !

09 listopada 2013

Warsztaty dzikiego gotowania z Łukaszem Łuczajem ( III część )


Warsztaty  z Łukaszem Łuczajem ( cz. III )




Niedziela. Drugi dzień warsztatów. Ranek obudził nas deszczowo. Pomyślałam, no to klapa. Jak chodzić po dworze jak pada? Na szczęście to była lekka mżawka. Bez problemu w gumowcach i kurtce przeciwdeszczowej dało się wytrzymać. 

Podpłomyki na śniadanie.
Na śniadanie podpłomyki z krwawnikiem na słodko z rodzynkami oraz takie normalne ;) i jajecznica z krwawnikiem. Używa się liści, najlepiej młodych. Zanim pojechałam na warsztaty dodawałam liście krwawnika właśnie do jajecznicy.  Krwawnik ma działanie antyseptyczne i pomaga goić się ranom. To ziółko kobiece.  
Po bardzo pożywnym śniadaniu ruszyliśmy w las, a potem na łąki. 

Obrazy malowane przez naturę.

Kotewki orzecha  wodnego, nader malownicze.
















Po jakimś czasie wszyscy wyglądaliśmy jak zmokłe kury. Mokre włosy i ciuchy. Ale to nam nie przeszkadzało w poszukiwaniach nowych wrażeń i składników.

W lesie było dużo grzybów, pierwszy raz widziałam rydze. Zatrzęsienie rydzów. W naszych okolicach niespotykane. Ale tutaj jest wszak teren rydzowy. Beskid Niski  z tego słynie. Oprócz grzybów zbieraliśmy też dziką różę, pałkę wodną, kłącza tataraku, żołędzie. 











Żeby poznać smak samej zieleniny, bez przypraw w osobnych garnuszkach gotowały się : gwiazdnica, gajowiec oraz barszcz. Gwiazdnica smakowała bardzo podobnie do smaku       botwiny, lekko kwaskowa. Gajowiec miał smak mało wyrazisty, a barszcz trochę jak szpinak.
Przygotowywaliśmy nadzienie do gołąbków  w liściach  podbiału z grzybów, ryżu i przypraw. Ale najbardziej smakował mi gratin z podbiałem. Gratin to taka potrawa, pochodzenia francuskiego, głównym składnikiem są tu ziemniaki. Dodaje się czosnek, śmietanę, gałkę muszkatołową. W naszej oprócz ziemniaków królował podbiał. Bardzo smaczne połączenie. 




Koniec naszego warsztatu zbliżał się niebłaganie. Chociaż chciałoby się dowiedzieć jeszcze więcej i więcej. Został cały gar ketchupu z owoców dzikiej róży, trochę mdły w smaku. Już w domu dodałam do niego tamaryndowca. I to było to !

Gratin z podbia łem smakował mi najbardziej.
Gołąbki w liściach podbiału.


Wyka jest znakomita








Więcej na temat uczestnictwa w przyszłych warsztatach u Łukasza  http://www.luczaj.com/warsztaty.htm

26 października 2013

Jesienne kolory : dynia piżmowa nadziewana i muffinki dyniowe




dynia piżmowa i ozdobna
Gdzie tylko spojrzeć dynie: duże, małe, wściekle pomarańczowe, żółtawe, z zielonymi paseczkami, z wypustkami. No i ozdobne. Jedne  są okrągłe, inne bardziej spłaszczone, a nawet w kształcie butelki. Ogrom tych wspaniałości zachwyca i inspiruje. Pozostaje tylko wybierać, brać, gotować, smażyć i piec.  A te ozdobne podziwiać...

Dynia piżmowa nadziewana

1 dynia piżmowa
20 dag boczku 
2 łyżki masła
1 łyżeczka miodu
1/2 pęczka pachnotki fioletowej
1/2 pęczka laksy (  rau ram po wietnamsku ) 
1- 2 ząbki czosnku
1-2 chilli
1 cebula 
sos rybny
sos ostrygowy
sok z 1 limonki
oliwa do smażenia 
pieprz,
sól


Parę godzin wcześniej boczek pokrojony w średnią kostkę wrzucamy do marynaty z sosu rybnego, połowy soku z limonki i miodu. Dynię należy przekroić na pół oraz wybrać nasiona. Wnętrze dyni potraktować  masłem  1 drobno zmiażdżonym czosnkiem, posolić i popieprzyć. Wsadzić do piekarnika nagrzanego na około 180 C na 40 minut. Gdy miąższ jest miękki jest gotowa do dalszej obróbki. Wybrać miąższ, zostawiając około 1 cm od brzegu. Boczek przesmażamy krótko na oleju, razem z cebulą oraz czosnkiem. Następnie mieszamy boczek z miąższem dyni, pokrojoną pachnotką i laksą oraz chilli, dodajemy do smaku sosu rybnego oraz ostrygowego. Dosmaczamy pieprzem świeżo zmielonym i solą. Nafaszerować dynię i wsadzić do piekarnika na 15 minut w temp. 180 C. Skropić pozostałym sokiem z limonki i posypać świeżą kolendrą. 


Muffinki dyniowe z figami

2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka proszku dopieczenia
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
2 szklanki  startej na drobnych oczkach dyni,
kilka fig pokrojonych drobno, 
4 jajka
2/3 szklanki oleju rzepakowego
garść ziaren ostropestu
sól




Dynię  startą na drobnych oczkach lub w mikserze mieszamy z jajkami oraz olejem i ubijamy trzepaczką. Suche produkty mieszamy łyżką.  Następnie szybko mieszamy mokre składniki z suchymi, dodajemy drobno pokrojone figi  i  wkładamy ciasto do foremek do połowy wysokości. Posypujemy ostropestem. Pieką  się ok 30 min. w temperaturze 180 C. Najlepszy byłby piekarnik z  termoobiegiem. Wierzch powinien być rumiany.

Ps. Nasiona ostropestu można już kupić. Warto od czasu do czasu użyć ich w swojej kuchni. A dlaczego ? Są uważane za obrońcę wątroby, bo zawierają sylimarynę. Ona chroni przed działaniem wielu trucizn i regeneruje wątrobę. 


20 października 2013

Ciasteczka lawendowe



Na tegorocznych targach " Warszawski smak "  można było posmakować różnych kuchni i kupić mnóstwo ciekawych produktów kulinarnych. Skierowaliśmy swe kroki na stanowisko z pierożkami z baraniną. Kuchnie krajów byłego Związku Radzieckiego są inspirujące i pełne niespodzianek. Spróbowaliśmy jeszcze dania bliskowschodniego. Falafel z hummusem i pitą. Był to najlepszy falafel jaki jadłam, smakowity o ładnym kolorze zielonym. Były też dobre wędliny węgierskie ze świnek o kręconej puszystej sierści i aromatyczna papryka biała. 
Na stanowisku z oliwkami znalazłam coś co miałam zamawiać, a mianowicie suszone kwiatostany lawendy. Miałam w planach zrobić bułeczki lawendowe, ale koleżanka podesłała mi pomysł na ciasteczka lawendowe. Przepis zmodyfikowałam, bo nie lubię używać margaryny, ujęłam też trochę cukru i zmieniłam ilość użytych kwiatów lawendy. Ciasteczka wychodzą bardzo aromatyczne, niektórym zalatują sklepem kosmetycznym, bo lawenda daje niezłego czadu ! Używam jeszcze kwiatów lawendy i  jej listków do doprawiania sosów pomidorowych do makaronu. Smak sosu zyskuje wtedy ciekawą nutę. 



Ciasteczka lawendowe 

1 kostka masła 
1 szklanka cukru
2 jajka
parę kropel olejku waniliowego i migdałowego 
2 i 1/4 szklanki mąki 
3 łyżeczki lawendowych kwiatów suszonych
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli



Utrzeć masło z cukrem na puszystą masę w dużej misce. Dodać jajka cały czas ucierając, a a następnie olejki waniliowe i migdałowe ( ja dodałam na oko ;) ). Następnie stopniowo dodajemy mąkę wcześniej wymieszaną z proszkiem do pieczenia i solą. Na końcu dodajemy kwiaty lawendy i delikatnie łączymy z masą. Układamy  na szarym papierze do pieczenia płaskie kule, formując je łyżką. Muszą być duże odległości między ciasteczkami, bo one dwukrotnie powiększają swoją powierzchnię. Pieczemy około 1o minut w temperaturze około 180 stopni C. Powinny uzyskać lekko złoty kolor. Po wystawieniu z piekarnika trzeba odczekać parę minut zanim je się zdejmie z papieru do pieczenia. Można je  przechowywać w szczelnym pojemniku kilka dni, ale mnie się nie udało, bo szybko zniknęły :)

15 października 2013

Jesienne kolory : curry z dyni hokkaido, ziemniaków i bakłażana.



Jakiś czas temu moja koleżanka z pracy  poprosiła mnie bym zamieściła na blogu przepis mało skomplikowany, z dość prostymi składnikami. Pomyślałam o składniku teraz bardzo dostępnym i na czasie: dyni :) Można wybierać, w kolorach, fakturach, smakach i zastosowaniach. Jedne dynie nadają się na zupę, inne na zapiekanki, curry czy jako jadalne naczynia do faszerowania.  
Dynia hokkaido świetnie nadaje się do dań, w których dynia powinna zachować swój kształt, a nie zmienić się w bezkształtną papkę. Nie powinno się jej obierać. Po obróbce termicznej skórka staje się miękka i jest zjadliwa. 

Curry z dynią Hokkaido, bakłażanem i ziemniakami

Do tego dania proporcje należy dobrać według własnego upodobania. Ja podałam swoje proporcje dla 4 osób. Jest to dość ostra i aromatyczna wersja. Można nie dodawać asafetidy, kminu rzymskiego i kozieradki, jeżeli się nie posiada. A kolendrę można zastąpić zieloną pietruszką.



8 średnich ziemniaków
2 dynie  hokkaido wielkości dużej pomarańczy 
1 bakłażan
1 cebula średniej wielkości 
2-3 ząbki czosnku
2 cm kawałek świeżego imbiru
1 duża garść zielonego groszku
szczypta asafetidy
1 puszka mleka kokosowego
1 łyżka łagodnego proszku curry (  mild madras ) 
1 łyżeczka kozieradki w ziarnach
1 łyżeczka nasion  kminu rzymskiego 
2 strączki chilli 
tłuszcz do smażenia ( powinno być ghee, ale może być inny tłuszcz odpowiedni do
 smażenia w wysokich temperaturach ) 
ewentualnie ok 1/2 szklanki wody
pęczek zielonej kolendry
sól, pieprz czarny

Ziemniaki obieramy i kroimy w dość duże kawałki. Dynię hokkaido po usunięciu pestek kroimy w podobne kawałki jak ziemniaki.  To ważne by warzywa miały podobny rozmiar. Bakłażana kroimy w takie same kostki, solimy i odstawiamy na pół godziny. Na tłuszczu smażymy ziemniaki i dynię, krótko by warzywa się nie zrumieniły. Wrzucamy je do garnka. zalewamy mleczkiem kokosowym i uzupełniamy wodą. Gotujemy na małym ogniu. Bakłażana przelewamy wodą, by usunąć goryczkę. Krótko przesmażamy. Odkładamy na bok. Na tłuszczu krótko podsmażamy pokrojone: cebulę, czosnek i imbir. Dorzucamy do garnka z gotującymi się warzywami, dodajemy curry proszek oraz chilli.  Na suchej patelni chwilę prażymy ziarenka kozieradki i kminu rzymskiego, aż zaczną wydzielać zapach. Dodajemy je do warzyw. Gdy ziemniaki i dynia robią się miękkawe, dodajemy bakłażana i groszek zielony. Chwilę gotujemy, dosmaczamy solą i świeżo zmielonym czarnym pieprzem. Podajemy jako samodzielne danie, posypane zieloną kolendrą. Można też podać z ryżem.


Warsztat kuchni wietnamskiej.



Kuchnia wietnamska już od jakiegoś czasu nie jest mi obca. Pierwsze sajgonki zrobiłam jak w polskich sklepach pojawił się papier ryżowy :) czyli jakiś czas temu. Były zrobione zgodnie z przepisem na opakowaniu. 

Potem  trafiłam do sklepu z azjatyckimi produktami spożywczymi na Stadionie Narodowym, który był wówczas wielkim  bazarem, raczej azjatyckim niż europejskim ;) może dlatego nazywał się przewrotnie Jarmark Europa? Nazwa jarmark była bardzo adekwatna...
Bogactwo warzyw, owoców morza, ryb, rodzajów makaronów i jeszcze nie odkrytych cudowności mnie zachwycił. Niestety nie za bardzo mogłam się dogadać, kupiłam na czuja mnóstwo zieleniny, bo zaintrygował mnie jej zapach. 
A potem spróbowałam PHO BO. Zakochałam się na od razu. Zaczęłam eksperymentować z kuchnią wietnamską, kupować różne składniki w sklepach na Marywilskiej lub w Wólce Kosowskiej. Stworzyłam nawet mały słowniczek produktów i potraw wietnamskich, żeby ułatwić sobie zakupy :)
Jak usłyszałam o warsztatach, które miał prowadzić znany mi już osobiście  http://slodkokwasna.pl/ wiedziałam, że muszę na nich być.

W  programie były Nem Ram,  smażone tofu z Can Ta oraz zawijaski w liściach La Lot. Na początku krótkie wprowadzenie w krainę sosów, olejów, zielenin i innych azjatyckich składników. 
Przyszedł czas na robienie  NEM RAN,  popularnie nazywanych po prostu sajgonkami. Farsz z mięsa wieprzowego z dodatkami w postaci makaronu ryżowego, marchewki, cebuli, sosu rybnego, grzybów mun oraz glutaminianu sodu. Po raz pierwszy spróbowałam tego składnika w czystej postaci. Ma bardzo ciekawy smak przypominający nieco surową polędwicę wołową. Zawijanie farszu w zmoczone płaty ryżowe szło składnie i szybko. Również smażenie oraz krojenie na części.






















Do tego świetna sałatka z pachnotką fioletową, zieloną, sałatą lodową oraz kolendrą zieloną oczywiście i sos Nước chấm ( złożony z sosu rybnego, cukru, czosnku, soku z cytryny ( lepsza limonka ) oraz wody ).


Już dość najedzeni zabraliśmy się do przygotowania kolejnego dania, czyli smażonego tofu z CAN TA. Can ta to kropidło wodne. Nazwa odpowiada wyglądowi  tego zielska :) Wietnamczycy nazywają je po polsku " Warzywo " :) Przygotowując kolejne danie zaczęliśmy od przesmażenia marynowanego wcześniej w przyprawach świeżego tofu. 

Smażone tofu z can ta

To danie zjedliśmy z prędkością światła ;) i  z ryżem.


Liście pieprzowca, czyli LA LOT nadziewaliśmy, a raczej farsz złożony z wołowiny z dodatkami był owijany w te zielone listki o wyglądzie serduszek. Były dwie wersje. W jednej dominował smak trawy cytrynowej, a w drugiej curry. Tak nadziane potraktowaliśmy grillem :) i zjedliśmy ze smakiem.

Thit Bo Nuong La Lot

Czas spędzony w miłym gronie upłynął szybko, może za szybko. Nasiąknięci zapachami i nową wiedzą, zadowoleni i najedzeni zakończyliśmy wietnamską ucztę ! 

Uczestnicy z prowadzącym ( Marcin w środku w koszulce z napisem o Pho )
Jak widzicie kuchnia wietnamska to nie tylko sajgonki. Zachęcam do spróbowania kuchni tego azjatyckiego kraju. Na blogu już niedługo przepisy kuchni wietnamskiej :)