Strony

29 grudnia 2018

Boczniaki a'la śledzie

O boczniakach robiących za śledzie słyszałam już kilka razy, ale jakoś nie zabrałam się za sprawdzenie tego zbyt szybko. I nadszedł czas przygotowań do Bożego Narodzenia. Pomyślałam że zrobię dodatkową potrawę na Wigilię. Może przekonam do tego dania osoby z rodziny, które za nic nie chcą spróbować śledzia ? I zobaczyłam boczniaki w sklepie, szybko wrzuciłam opakowanie do koszyka i poszybowałam do kasy. Postanowiłam zrobić kontrolną partię boczniaków a'la śledzie z magazynu KUKUBUK Zima, który przyznam kupiłam pod wpływem impulsu, widząc tam fajne przepisy na święta. Danie pojawiło się na Wigilii, ale tak naprawdę było lepsze parę dni później jak się bardziej przegryzło. Trochę zmieniłam pierwotny przepis, bo boczniaki przesmażyłam na oleju rzepakowym, ale potem dodałam świetnej jakości olej konopny z pierwszego tłoczenia. Jeżeli nie macie konopnego, można dodać inny olej, najlepiej z pierwszego tłoczenia. Dla zdrowia i urody. Albo tak jak w przepisie pierwotnym przesmażyć boczniaki w oliwie i zalać też oliwą. Mam cudowną oliwę, którą przywiozłam z Toskanii, ale jej smak jest dla mnie dość intensywny, a chciałam poznać smak boczniaków. Żurawiną dysponowałam jedynie tylko słodzoną, taką też dodałam do dania. To danie z boczniaków stanowi chyba czubek góry lodowej dań z boczniaków. Już mam ochotę na inne dania z ich udziałem. 



1/4 kg boczniaków 
garść żurawin
1 średnia cebula
olej rzepakowy do smażenia
olej konopny
świeżo zmielony czarny pieprz
sól 

Boczniaki porwałam rękoma na podłużne kawałki. Usmażyłam na oleju rzepakowym, posoliłam do smaku i popieprzyłam obficie. Cebulę bardzo drobno pokroiłam. W wyparzonym słoiku ułożyłam usmażone boczniaki, przesypane cebulką i żurawiną. Zalałam wszystko olejem  konopnym. Najlepiej spożyć dopiero po kilku dniach. 


19 grudnia 2018

Zupa z białych warzyw z kurkumą


W kilku miejscach słyszałam o hicie jakim jest zupa z białych warzyw. Jednak takiej nigdzie nie udało mi się spróbować Jak dostałam od rodziców selery korzeniowe, pory oraz pietruszki, to postanowiłam taką zupę zrobić. Dodatkowym impulsem było to że kupiłam dwie dorodne bulwy kopru włoskiego. Pomyślałam, że to za dużo jak na samo risotto. Dlatego też zupa powstała z białej części pora, selera korzeniowego, cebuli, korzenia pietruszki oraz mojego ulubionego kopru włoskiego. Zupa w zasadzie wyszła mi bardziej beżowo-brązowa niż biała i dodałam do niej kurkumy w proszku dla zdrowia i koloru. Dodatek kopru włoskiego, o lekko anyżkowatym smaku i aromacie nadaje zupie ton. Sycąca, konkretna zupa w sam raz na takie dni jak dziś.


2 małe selery korzeniowe
1 duża biała cebula
5 małych korzeni pietruszki
3-4 białe ziemniaki
2 białe części z pora ( małe pory )
1/2 bulwy kopru włoskiego 
biały mielony pieprz
kurkuma w proszku do smaku
sól do smaku
olej rzepakowy do smażenia
masło ( opcja )
2 ząbki czosnku
chleb żytni na grzanki ( lub inny )

Ziemniaki i selery obieramy kroimy w kostkę, pozostałe warzywa również kroimy w kostkę. Na patelni na oleju z dodatkiem masła (lub bez dodatku masła ) przesmażamy cebulę oraz białą część pora, aż lekko się zeszklą. A potem dodajemy koper włoski. Chwilę razem smażymy. W wodzie gotujemy ziemniaki, selera korzeniowego, korzeń pietruszki i dodajemy przesmażone warzywa. Gotujemy do miękkości. Solimy do smaku, dodajemy pieprz oraz kurkumę. Po lekkim wystudzeniu miksujemy zupę. Po podgrzaniu podajemy np. z grzankami z żytniego chleba z czosnkiem.


06 grudnia 2018

Warsztat robienia onigiri




W ramach Azjatyckiego festiwalu pięciu smaków byłam na warsztacie robienia onigiri. Można powiedzieć że to są takie japońskie odpowiedniki naszych kanapek. Japońskie matki i żony robią je swoim najbliższym do domu i do pracy, zapakowane w zgrabne pudełaeczka. Co prawda roboty jest trochę więcej niż przy kanapkach, ale warto je zrobić od czasu do czasu. A może to kwestia wprawy ? Prowadząca warsztat- szefowa Pani Onigiri  robiła onigiri swoim dzieciom podczas pobytu w Japonii. O samej Pani Onigiri już Wam pisałam




Najpierw ze szczegółami zostało nam objaśnione jakie są rodzaje ryżu i jaki nadaje się do onigiri. To ten sam rodzaj który stosujemy do sushi. Krótkoziarnisty japonica. Różnica w przygotowaniu ryżu polega na tym, że ryżu do onigiri nie zaprawiamy, gdyż onigiri nie powinno być robione z surowych składników. I tu przechodzimy do tego co można sobie zapakować w środek takiej kanapeczki. W zasadzie wszystko co lubimy i co się tam zmieści. 


Japończycy  niewiele „ nadzienia „ tam wrzucają, w przeciwieństwie do Polaków. Są to zazwyczaj takie mieszanki jak tuńczyk z puszki z majonezem japońskim ( o wiele łagodniejszym w smaku niż polski za to z dodatkiem glutaminianu sodu ), czyli tunamajo,  łosoś smażony na patelni z sosem sojowym, czyli sake, umeboshi- niedojrzała morela kiszona z pachnotką fioletową, płatki suszone bonito i natto. My mieliśmy do komponowania naszych onigiri upieczonego łososia jurajskiego, płatki bonito, natto, rzepę marynowaną, sos sojowy i płaty nori. Każdy z zapałem zabrał się do robienia swoich kanapeczek ryżowych, w różnych kształtach. Ponieważ jest rok psa można było kupić foremki w kształcie łebka pieska. Oczywiście zakupiłam i już za nami pierwsze domowe próby onigiri, o czym opowiem niebawem. 



04 grudnia 2018

Jesienne warsztaty w restauracji Drukarnia




Ostatni moment by opisać warsztat kuchni jesiennej w restauracji Drukarnia na Mińskiej w Warszawie, choć już za oknem kolory trochę inne niż złotej polskiej jesieni. Ale jeszcze nie jest biało. 
Czekały na nas upieczone dynie, grzyb,y w tym jeden bardzo rzadko występujący, mięso z jelenia i grasica. No właśnie. Chyba po raz pierwszy zapisałam się na warsztaty gotowania dla jednego składnika. Niby nie powinnam się czuć taka bezradna słysząc o grasicy, ale jakoś sama nie miałam odwagi jej zrobić. Mimo tego że nie raz robiłam potrawy z całkiem nie znanych mi, egzotycznych i niespotykanych w Polsce składników.  Mowa tu o dziwnych warzywach, przyprawach i innych składnikach spożywczych, zakupionych w sklepach z wietnamską, chińską czy afrykańską żywnością. No, ale ta grasica mnie zafrapowała. A z resztą zobaczcie sami. 




Frytki były zrobione na tłuszczu z łoju wołowego. To zupełnie inny smak zwykłych frytek. A na jesień idealna jest zupa dyniowa. Ta w trochę innym wydaniu niż moja.




Warsztaty prowadził szef kuchni restauracji Drukarnia  Marcin Molik. Dzielił się z nami swoją dużą wiedzą i doświadczeniem. Dowiedziałam się sporo ciekawych rzeczy. To pierwsze moje warsztaty w Drukarni z jej szefem kuchni i bardzo je sobie chwalę. Za przystępną cenę można zdobyć sporo wiedzy i zjeść dobrze. 


Oczywiście królową warsztatów była grasica. Podana później razem z zupą dyniową. Ma smak trochę podobny do wątróbki, ale jest delikatniejsza i mało podrobowa w smaku. Trzeba obchodzić się z  nią delikatnie. 





Zaskoczeniem na warsztatach, również dla prowadzącego był znaleziony wcześniej grzyb leśny - kozia broda. Jadłam go po raz pierwszy i powiem że jest dość smaczny.  


Trochę roboty było z nauką robienia idealnych jajek pochete. Każdy z uczestników chciał je robić. Jajka usadzone były na sosie z grzybów leśnych i podane ze stekiem z jelenia. Prawdziwie jesienne danie. 




Na koniec trochę pracy było z ubijaniem kremu angielskiego. Przyznam, że to wyjątkowy rarytas, ale nie tak prosty do zrobienia. Problem jest z w domu, gdy nie ma wyparzarki do jajek, bo krem jest robiony z żółtek.