Strony

31 sierpnia 2015

Lody lawendowe na pożegnanie lata !

Chęć zrobienia lodów lawendowych dręczyła mnie od dłuższego czasu. Już sama nie wiem czy widziałam to w jakimś filmie czy przeczytałam w jakiejś powieści angielskiej.  Był to jakiś trop anglosaski. Że nie wspomnę lawendowej kreacji Julii Roberts w filmie " Mój chłopak się żeni ".  Ale pierwszym lawendowym przysmakiem były ciasteczka z całymi kwiatkami lawendy http://annapgk.blogspot.com/2013/10/ciasteczka-lawendowe.html. Tym razem kupiłam  torebkę z lawendą kulinarną odmiany PROVANCE  w Przystanku Lawenda. Smak tych  lodów mnie zachwycił. Są niesamowicie pyszne ! I nie tak trudne w przygotowaniu, no chyba że chodzi o obieranie borówek amerykańskich ze skórki. Ale to nie jest konieczne. Ponieważ kolor lodów wychodzi śnieżno-biały, za sprawą lekkiego dodatku naparu z lawendy. Zatem by uzyskać takie mazaje lawendowe trzeba dodać barwnik z owoców borówek amerykańskich lub np. jagód. Lody te są świetnym dodatkiem do szejka o smaku lawendowym. Sprawdzone dziś :) 




Składniki
1 łyżka kwiatów lawendy kulinarnej
1/2 szklanki wody
mniej niż  1/2 szklanki cukru
400 ml śmietanki 30 %
250 ml mleka skondensowanego niesłodzonego
garść owoców czarnej borówki

Łyżkę kwiatów lawendy zalewamy wrzątkiem i zaparzamy około 15-20 minut. Mnie zależało, by napar był dość mocny. Można skrócić ten proces, wtedy smak będzie mniej intensywny. Trochę się obawiałam, że będzie on za silny. Ale efekt mnie wprost zadziwił. Na sitku odsączyłam kwiaty i pozostał mi sam napar do którego dodałam parę łyżek cukru. Mieszamy tak, by się całkowicie rozpuścił. Powstaje syrop. Można go trochę zredukować. Potem odstawiamy by ostygł. Ubijamy śmietanę i cienką strużką wlewamy syrop. Potem dodajemy mleko skondensowane niesłodzone. Ubijamy dalej. Wlewamy do naczynia do zamrażania i wyciągamy co około 40 minut i miksujemy. W międzyczasie obieramy borówki amerykańskie ze skóry. Owocki zjadamy, a skórki ucieramy intensywnie z łyżeczką cukru, tak by wydobył się kolor. Może byłoby prościej z owocami jagód, ale ich już nie ma. A borówki są i nadają delikatny kolor. Nie zmieniają też smaku. Gdy lody już są po ostatnim mieszaniu smarujemy je z wierzchu utartą papką z utartych skórek borówki amerykańskiej z cukrem. 

Przystanek lawenda



Zawsze marzyłam o tym, by odwiedzić plantację lawendy. Myślałam, że będę musiała odwiedzić np tereny Prowansji. Ale czasy się zmieniły i plantacje lawendowe zaczęły powstawać w Polsce. Wybrałam tą najbliżej Warszawy.  W piękny wakacyjny czas odwiedziłam plantację lawendy " Lawendowy Przystanek " koło Płocka. Niestety jak się okazało na miejscu czas kwitnienia już minął, więc ominęło mnie sycenie oczu kolorem lawendy ( w zasadzie to jest kilka kolorów ! ) oraz  jej zapachem. 


Powitała mnie właścicielka pani Magda  i  opowiedziała o swojej pasji. W sklepie można dostać olejki i wody lawendowe, wiązanki, bukieciki z kwiatami lawendy, a także inne przedmioty ozdobione ich motywem oraz lawendowe kosmetyki. Pani Magda sama robi olejek lawendowy i wodę lawendową. By zobaczyć proces destylacji warto wybrać się do Przystanku Lawenda. Najlepiej tam pojechać jednak wtedy kiedy kwitną całe zagony lawendy. Czyli wszystko przede mną. 



























Kupiłam w Przystanku Lawendowym torebkę z lawendą kulinarną odmiany PROVANCE. Wcześniej  robiłam ciasteczka lawendowe,  były smaczne nie powiem. Ale smak lodów lawendowych mnie zachwycił. Nie mają one kosmetyczno - mydlanego posmaku z jakim kojarzy się lawenda. Myślę, że smakowałyby nawet tym co nie lubią lawendy. Przepis niebawem na blogu.


30 sierpnia 2015

Kiszone pomidory po rosyjsku.


Wspomnienie kiszonych pomidorów pojawiło się jakiś czas temu. W sklepie rosyjskim na Saskiej Kępie kupiłam kilka lat temu dwa słoiki kiszonych pomidorów. Jedne były jak tłumaczyła ekspedientka octowe, a drugie bez octu. Jak się później okazało oba były z octem, jednak te drugie z małą ilością. Czekałam na wielkie odkrycie smakowe. Byłam bardzo ciekawa i podekscytowana. Najpierw spróbowałam tych mniej octowych. Jednak gdy ugryzłam pojawiły się  wspomnienia.... 
To był letni, słoneczny dzień na wsi pod Radomiem. Babcia Ania niosła wielki słoik pełen pomidorków w zalewie. Pomidorki były czerwone, a płyn dość przejrzysty. Smak tych z rosyjskiego słoika był bardzo podobny. Później spróbowałam tych z przewagą octu, ale były dla mnie zbyt octowe jednak. 
W tym roku dostałam mnóstwo dużych koktajlowych pomidorków. Nie regulujcie kolorystyki ! Te pomidory są po prostu brązowe ! Szukałam przepisów na polskich stronach internetowych, ale prawie wszystkie sugerowały, że kiszenie pomidorów nie różni się wcale od kiszenia ogórków. Sięgnęłam do stron rosyjskich. Przejrzałam kilka stron i przepisy były jednak inne niż na ogórki. Najważniejsze było to, że w każdym przepisie w skład wchodził ocet spirytusowy. Różnica poległa na ilości dodanego octu. Mój przepis jest zmodyfikowanym trochę przepisem rosyjskim, tym w którym ilość octu była najmniejsza. Pomidorki wyszły przepyszne i bardzo aromatyczne. Zalewa ma bardzo piękny zapach, jakby lekko owocowy, co jak myślę jest zasługą dodanych liści porzeczek czarnych i wiśni. Ja ich dodałam całkiem sporo. Zmniejszyłam natomiast ilość czosnku, prawie o połowę. To świetna przekąska. Bardzo ciekawie smakuje zupa z dodatkiem kiszonych pomidorów. 


Na 9 słoików 0,7 litra
około 45 małych pomidorków
około 3 litry wody
9 ząbków czosnku
9-18 listków czarnej porzeczki
9-18  listków wiśni
3 liści laurowych
1 średni chrzan
3 pęczki kopru włoskiego 
6 łyżek soli
8 łyżek cukru
po 1/2 łyżki octu  na słoik

Umyte pomidory nakłuwa się np. wykałaczką. W wysterylizowanych słoikach umieszczamy liście czarnej porzeczki i wiśni, kawałek chrzanu i czosnek. Układamy pomidory, dość ciasno, ale tak by nie popękały. Na wierzchu kładziemy kawałek kiści kopru włoskiego. Następnie trzeba przygotować marynatę z wody, soli, cukru z liściem laurowym. Doprowadzić do wrzenia i wlać ją do pomidorów. Dolać do każdego słoika pół łyżki octu spirytusowego i zakręcić słoik. Można odwrócić do góry dnem i odstawić w ciemne miejsce. Pyszne są już po kilku dniach. 

28 sierpnia 2015

Zapiekanka z kwiatami dyni i ze szczawikiem zajęczym.



Moja mama zapragnęła mieć w tym roku swoje dynie. Może w wyniku upałów i suszy cała para roślinek poszła w kwiaty, które zakwitły jak oszalałe. Cały zagonek pełny żółtych kwiatów. I może dwie zawiązane dynie. Przypomniało mi się jak mama robiła kwiaty dyni w cieście. Ale miałam ochotę zrobić coś innego. Miałam pomysł na lekką zapiekankę z dodatkiem ziemniaków, kwiatów dyni i szczawiku zajęczego. Szczawik zajęczy jest roślinką podobną trochę do koniczyny, o smaku trochę przypominającym w smaku szczaw. Ale jest to bardzo delikatny smak kwaśny. Można go zastąpić szczawiem albo szpinakiem. Ostatecznie może to być bazylia lub szczypior. Kwiaty dyni można zastąpić z powodzeniem kwiatami cukinii. 


Składniki 
około 18-20 kwiatów dyni
4 średnie ziemniaki
1 kulka mozzarelli
90-100 gr sera podpuszczkowego owczego
kilka gałązek szczawiku zajęczego ( można zastąpić szczawiem lub szpinakiem )
2 łyżki bułki tartej
oliwa lub olej do wytłuszczenia
sól morska
świeżo zmielony pieprz

Brytfankę smarujemy oliwą. Ziemniaki obrane ze skórki kroimy w cieniutkie plasterki. Połowę plasterków układamy na dnie. Na to układamy plasterki połowy mozzarelli, a następnie szczawik zajęczy lub inną zieleninę. A następnie kwiaty dyni. Czynność powtarzamy. W misce lekko ubijamy jajka z połową startego sera owczego, solimy i dodajemy świeżo zmielony pieprz.  Wylewamy zawartość na wierzch. I posypujemy  wierzch resztą sera oraz bułką tartą. Zapiekamy pierwsze 25 minut pod folią aluminiową w temperaturze 200 stopni C.  Następnie zdejmujemy folię i zapiekamy kolejne kilka minut, aż wierch lekko zbrązowieje. Po wyjęciu odstawiamy na około 10 minut. 


27 sierpnia 2015

Oko na Maroko.Tadżin ( tagine ) z kurczakiem i kiszoną cytryną.

Kuchnia marokańska jest pasjonująca. I bardzo smaczna. Jest wynikiem wpływu kilku kuchni i zwyczajów kulinarnych, w tym najsilniejszego Berberów i Arabów. Duży wpływ miała również kuchnia francuska. Główne składniki to: oliwki, cytrusy i oczywiście przyprawy jak cynamon, czosnek, tymianek, mięta, kolendra, kmin rzymski, szafran czy oregano. Jednak najbardziej oryginalnym składnikiem jest kiszona cytryna. Charakterystyczny dla kuchni marokańskiej jest sposób przyrządzania potraw w naczyniach zwanych tadżin ( tagine ). To gliniany powlekany lub nie garnek stożkowaty w którym dusi się potrawy, zazwyczaj mięsne z warzywami, lecz niekoniecznie. Można dusić w  nim np. cieciorkę ( ciecierzycę ) z warzywami i dużą ilością aromatycznych przypraw czy bakłażany z pomidorami i przyprawami. Dodatkiem często jest przygotowany na sypko kuskus. 
Ja wybrałam spośród bogactwa kuchni marokańskiej tadżin z kurczakiem i kiszonymi cytrynami. Kiedyś udało mi się dostać ten nietypowy dodatek i bardzo chciałam go wykorzystać. Zatem to kiszona cytryna jest składnikiem dominującym i zarazem nadającym całej potrawie wyjątkowego smaku. Mięso kurczaka nie jest stosowane w mojej kuchni zbyt często, jeżeli już to do dań w stylu indyjskim, czy chińskim. Wyjątek czynię dla kur zagrodowych, rosół na takiej kurce jest bajeczny.  Dobór składników, był dyktowany wzorowaniem się na kuchni marokańskiej, gdzie mięso kurczaka jest używane obok wołowiny i jagnięciny lub baraniny. Zatem tym razem kurczak. Danie powinno być przygotowywane w specjalnym naczyniu glinianym. Jednak dobry garnek żeliwny też jest dobry. 


Składniki marynaty
1 cebula
2 ząbki czosnku
kawałek świeżego imbiru
szczypta szafranu
sok z 1 cytryny
pół pęczka świeżej kolendry
parę łyżek oliwy z oliwek
parę ziarenek pieprzu
sól morska

Mięso kurczaka ( udka ) po umyciu wkładamy w marynatę, przygotowaną ze wskazanych składników. Wcieramy chwilę w mięso. Zostawiamy co najmniej na 2 godziny. Ale najlepiej gdy marynuje się całą noc w lodówce. Dobrze zrobi mięsu, jak je co jakiś czas przemieszamy, tak by wszystkie udka pokryły się marynatą.


Składniki 
8 udek kurczaka 
2 kiszone cytryny
garść zielonych oliwek
kilka gałązek tymianku
oliwa do smażenia

Udka wyjmujemy z marynaty i przesmażamy na oliwie na lekko złoto. Następnie w naczyniu podlewamy kilkoma łyżkami wody i dusimy około 40 minut, aż kurczak będzie miękki. Ważne by ilość  wody była odpowiednia, by potrawa nie przypaliła się i pozostała soczysta. Do naczynia dodajemy kiszoną cytrynę w cząstkach, oliwki i tymianek i dusimy jeszcze około 15 minut. Serwujemy z kaszą kuskus lub bulgur oraz sałatką ze świeżych lub gotowanych warzyw. Ja miałam ugotowanego na parze kalafiora. Obecnie można zaserwować sałakę z melona, mięty z dodatkiem wody z kwiatów pomarańczy. 


26 sierpnia 2015

Zupa ze świeżych ogórków.


W zeszłym roku byłam na wakacjach na moim ukochanym Podlasiu. Moim nie dlatego, że stamtąd pochodzę. Bardzo lubię tam jeździć. Moja dusza tam odpoczywa i ja sama spowalniam znacznie. Zaczynam się dostosowywać do rytmu przyrody i ludzi tam żyjących. O kuchni podlaskiej już pisałam.  Gospodyni  Kasia, u której mieszkaliśmy ugotowała  nam świetną zupę ze świeżych ogórków, których wtedy mnóstwo było, tak jak teraz. Z części ogórków trzeba jak najbardziej zrobić kiszone, albo np.  sałatkę szwedzką ( mam świetny przepis na ten rarytas ). A jak coś zostanie warto zrobić zupę. Pyszną i lekką w sam raz na taki dzień jak dziś. Trochę zmodyfikowałam pierwotny przepis, dlatego że nie posiadam magicznej maszynki do wszystkiego, czyli termomixu. Sama zupa jest wegetariańska, jednak dodatki mogą już być mięsne. Świetnie pasuje pancetta ( włoski wędzony boczek ), ale można dodać zamiast również polski wędzony. Ma trochę inny smak, ale też się sprawdzi. 


Składniki
5-6 ogórków gruntowych ( lub 2 węże )
1/2 dużej cebuli lub 2 szalotki
2 małe marchewki
100 gr serka topionego naturalnego
2 łyżki mąki ryżowej 
sól
pieprz czarny świeżo zmielony

dodatki
grzanki z jasnego pieczywa
pancetta lub boczek wędzony ( opcja ) 
kocanka włoska ( opcja )

Warzywa pokrojone w kostkę gotujemy w około 2-3 litrach wody. Po pół godzinie blenderujemy , dodajemy mąkę ryżową i gotujemy razem około 5 minut. Zdejmujemy z ognia i miksujemy z serkiem topionym. Doprawiamy solą i pieprzem. Podajemy ze smażoną pancettą lub boczkiem wędzonym i grzankami zrumienionymi na maśle lub oleju. Szczypta kocanki wskazana. Można zastąpić np. lubczykiem czy pietruszką. Smacznego !

Gdy robiłam tą zupę miałam wątpliwości co do jednego składnika, a mianowicie serka topionego. Te kupne serki topione...co tam może być w składzie ? Czasem strach czytać etykiety. Ale dziś przyszła do mnie pocztą książka " Jak zrobić dobry ser-radzi serowar żuławski" Krzysztofa Jaworskiego. Jeszcze jej nie czytałam, ale znalazłam w niej przepis na domowy ser topiony z dodatkami. Wątpliwości co do tego składnika zupełnie się rozwiały. Skoro mogę go zrobić sama w domu, to nie ma problemu by go dodawać do potraw, ale też serwować domownikom jako smarowidło :) Książka zapowiada się apetycznie. 


25 sierpnia 2015

Ratujmy bizony w Kurozwękach !


Czy wiecie, że ktoś wpadł na pomysł by zlikwidować stado bizonów w Kurozwękach? Kurozwęki to mała miejscowość koło Szydłowa. Jeździmy tam kilka razy w ciągu roku. Główną atrakcją są tam bizony. I właśnie je wziął na celownik jeden urzędnik z Kielc, twierdząc że zagrażają rodzimym żubrom. I jako gatunek z Ameryki nie jest odpowiedni na polskich terenach. Dobrze, że nie wpadł na pomysł by zakazać uprawiania ziemniaków, kukurydzy, papryki, aronii i borówek amerykańskich. Wszak również nie pochodzą z Polski, tylko przybyły zza oceanu. 


Petycję by ratować już jak najbardziej polskie bizony można podpisać tutaj http://www.petycjeonline.com/nie_dla_likwidacji_stada_bizonow_w_kurozwkach


Dodać trzeba, że jest to bardzo urokliwe miejsce z pięknym pałacem i innymi atrakcjami, szczególnie dla dzieci. Oprócz bizonów są też inne zwierzęta, jak świnki wietnamskie, kozy, lamy, barany i różne ptactwo. Można przyjrzeć się bizonom z bliska, a latem pobuszować w labiryncie z kukurydzy. Pałac można zwiedzać, ale też w nim zanocować. 
To taki szybki post, by ratować bizony, ale niebawem napiszę coś więcej o tym miejscu i jego mieszkańcach. 

01 sierpnia 2015

Degustacja włoskiej kuchni. Restauracja Specialita Italiane w Warszawie.( zamknięta ?)


W ten upalny i duszny dzień wybrałam się na degustację potraw włoskich do małej, urokliwej restauracji w Warszawie  na ulicy Grzybowskiej 3. W towarzystwie kilku blogerek miałyśmy smakować potrawy włoskie i nie tylko potrawy. Moja znajomość kuchni włoskiej została wystawiona na próbę :) Czy dostatecznie dużo wiem o tej kuchni ? Na samym początku powitała nas ładna blondynka, o delikatnym uśmiechu. To właścicielka. Zaczęła z pasją opowiadać o swoich podróżach po całych Włoszech. O smakowaniu i poznawaniu tej kultury kulinarnej. O swoich doświadczeniach i chęci zaprezentowania prawdziwej kuchni włoskiej w Polsce. 


Pokazała nam piec do przygotowania bruschetty, a także tajniki jej przygotowania. Właścicielka z Włoch sprowadziła  specjalny piec do wypiekania tego prostego, a smacznego dania włoskiego. Przygotowane w piecu przekąski są przypieczone w sam raz. Idealnie. 


W zasadzie jednym tchem Polak wymienia się potrawy takie jak pizza czy spaghetti z sosem bolońskim. A mało kto potrafi wymienić właśnie bruschettę czy pastę carbonara. A szkoda. Bo w kuchni włoskiej można zakochać się bez pamięci.  To wbrew pozorom kuchnia prosta, ale oparta na dobrej jakości składnikach. 


Do robienia bruschetty  jest używane takie oto pieczywo włoskie. Porcja tego specjału składa się z całej kromki, a jest ona całkiem duża. Większość gości restauracji po zjedzeniu bruschetty nie ma już ochoty na nic innego. Goście restauracji są o tym lojalnie informowani, by nie nazamawiali mnóstwa potraw, zanim nie zjedzą bruschetty do końca. 


Właścicielka zaproponowała nam prosecco , ale czerwone o smaku poziomek. Tak, poziomek ! A te poziomki producent wina sprowadza z Polski. Teraz wiem dlaczego nie można ich dostać u nas w kraju ;) Muszę przyznać, że było to najlepsze prosecco jakie piłam. Oczywiście zakupiłam butelkę. FRAGOLINO poziomkowe ! Jak dla mnie bomba! 


W restauracji można też kupić mnóstwo włoskich przysmaków, począwszy od przystawek w słoiczkach, poprzez wędliny, sery,  konfitury, makarony i kończąc na winach. 





Zostały nam zdradzone tajniki robienia przepysznej bruschetty. Za dużo nie napiszę, bo to trzeba spróbować ! Te włoskie super przekąski zdobyły moje serce już dawno. Teraz po prostu się upewniłam, że warto je jeść. Pełnia lata jest najlepsza, wtedy pomidory są soczyste i pachnące krzaczkiem. Pełne słońca. 


Czyż to nie wygląda pięknie ? A to jeszcze nie koniec historii tej bruschetty.


Tu podstawowa wersja z szynką parmeńską. Zdecydowany faworyt wśród blogerek.


Mnie najbardziej smakowała bruschetta z salami. Może dlatego, ze była najbardziej pikantna? Co do rodzajów, to zdania blogerów były podzielone. Większości smakowała ta z szynką.




Kanapki z mortadelą włoską  i majonezem to klasyk, jednak rzadko zamawiany przez polskich gości, mimo że jest też najtańszy. PANINI ITALIANO. Wszystko przez złą sławę polskiej mortadeli, w której nie wiadomo co się znajduje. Orzeźwiająca lemoniada z rozmarynem smakowała bardzo.


Talerz serów oraz wędlin włoskich. Przepyszne sery owcze i kozie. Mnie przypadło do gustu pikantne pecorino. Włoska mortadela jest czymś zupełnie innym niż polska. Najbardziej jednak smakowała mi wędlina z wołowiny. BRESAOLA . To typowa długo dojrzewająca wędlina z wołowiny z terenu północnych Włoch. 


Tradycyjna carbonara. Oczywiście z jajkiem, a nie ze śmietaną. Z dużą ilością parmezanu. Czegóż więcej trzeba ? Dobrze ugotowany makaron można jeść z oliwą i posypany dobrym serem. Co ciekawe wielkim zainteresowaniem cieszy się danie Pasta all Polo, z penne i kurczakiem. Danie zupełnie nie włoskie, ale podawane z uwagi na to że lubią je goście restauracji. 


Propozycja dla wegetarian  i wegan, makaron z duszonymi warzywami. Przekąska lekka i zdrowa.


Tiramisu próbowaliśmy po wielkiej ulewie, jaka przetoczyła się przez Warszawę. My mieliśmy szczęście, bo siedzieliśmy w przytulnej restauracji włoskiej i jedliśmy włoskie specjały. Do tiramisu była kawa, espesso, americana lub cappucino. 


Na koniec drink, który udaje alkoholowy. Bardzo ciekawy smak i lekka gorzkość udaje alkohol. Ze świeżą pomarańczą i lodem. Idealne na lato. A w składzie najważniejszy składnik czyli CRODINO. Na zdjęciu w małej buteleczce. Produkuje się je w rejonie Piemontu, z mieszanki owoców i ziół. Dojrzewanie w beczkach dębowych przez kilka miesięcy powoduje, że specyfik jest gorzkawy. Co ma swój urok. 


A ten drink był już całkiem alkoholowy. Hit we Włoszech- drink z Aperolem. Nazwa brzmi trochę  jak lekarstwo, ale nie dajcie się zmylić. To bardzo ciekawy i oryginalny alkohol.  APEROL, alkohol o zawartości alkoholu 11%. Podawany z owocami cytrusowymi i lodem w towarzystwie wina musującego, jako SPRITZ. 


To było leniwe i upalne na początku popołudnie. Potem burza wniosła rześkość. W tym czasie spotkało mnie mnóstwo niespodzianek i spodzianek ( tak mi się napisało ;) kulinarnych. Lubię włoską kuchnię, często w moich codziennych daniach korzystam z wiedzy jaką mam o tej kuchni, ale ciągle dowiaduję się czegoś nowego. I smakuję czegoś nowego. Tak było tym razem. Jeśli się ma chęć spróbować trochę Włoch to polecam wypad do Specialita Italiane, małej, przytulnej restauracji na ul. Grzybowskiej w Warszawie. Warto tego lata posmakować słonecznej Italii!