Strony

30 kwietnia 2015

Georgia, miejsce z kuchnią gruzińską na Grochowie.

Zawsze mile widziane przeze mnie są miejsca, gdzie można zjeść dobre chaczapuri. Od kiedy poznałam kuchnię gruzińską jestem jej wiernym poddanym. Bo nie można inaczej. Kto choć raz spróbował kuchni gruzińskiej, ten wie o czym mówię. Pierwszy raz jadłam dania gruzińskie w restauracji Tbilisi na Puławskiej. Zakochałam się w chaczapuri i roladkach z bakłażanów z farszem z orzechów włoskich z czosnkiem i przyprawami. Te roladki na stałe weszły do kanonu dań mojej kuchni. Kawiarnia " Georgia " na Grochowskiej to jakby córka tej restauracji " Tbilisi ". Nie chwaląc się, przyczyniłam się troszkę do zmiany nazwy  tej kawiarni, która pierwotnie brzmiała - kawiarnia Smakosz. I kojarzyła się z głęboką komuną i niczym dobrym raczej. Na szczęście właściciel posłuchał sugestii i następnym razem to była już " kawiarnia Georgia". 


Na początek zamówiliśmy przystawki czyli mchali lub pchali. To akurat z fasolki szparagowej dość pikantnie doprawione, tak że ostrość wyczuwa się na końcu smaku. Kucharz przestrzegał, że bardzo ostre ale dla nas średnio ostre. Smakowite.


Kto tego nie pił niech żałuje ! Smak gruzińskiej lemoniady śmietankowej mnie poraził. Przypomniał smak takich drażetek - kuleczek z czasów PRL. Miały kremowo- żólty kolor oraz lekką posypkę z cukru. Smakowały cudownie. Śmietankowo- waniliowy smak. Ta lemoniada ma właśnie taki smak. Są też inne pasjonujące smaki : estragonowy, gruszkowy, cytrynowy. 


Z kucharzem spotkałam się już kiedyś na warsztacie kuchni gruzińskiej, gdzie uczył nas robić chaczapuri, lobio i chinkali.


Dalsza część przystawek. Ze szpinakiem z włoskimi orzechami ( Ispanachi ) , z czerwonej fasoli  oraz z fasolki szparagowej z orzechami włoskimi ( lobio ) jeszcze jedno. To mi przypadło najbardziej do gustu. Trochę zdziwiła mnie nazwa przystawki lobio, bo da mnie to sycąca zupa gruzińska z czerwonej fasoli. 


Imeruli, czyli ciasto drożdżowe ze słonym gruzińskim serem gruzińskim. Rozmawiając z kucharzem dowiedziałam się, że w restauracji od niedawna robią ser sami. Jest lekko słony i dobry.


Kubdari, czyli placek z mięsem jagnięcym lub wołowo-wieprzowym. Jedliśmy w wersji z jagnięciną. Pyszny i bardzo sycący placek. 


Oprócz placków można też zjeść chinkali, czyli pyszne pierożki oraz dania mięsne jak czizi-pizi z mięsem jagnięcym z grillowanymi warzywami i lula kebab. Placki są też z nadzieniem z czerwonej fasoli, ale wspomnianych dań nie próbowaliśmy. 


Megruli ciasto drożdżowe z serem w środku i na wierzchu. Wygląda trochę jak pizza.


I na koniec adżaruli, czyli ciasto drożdżowe z serem i z jajkiem sadzonym.
Dobrze, że to miejsce jest w sercu Grochowa, blisko ronda Wiatraczna. Warto się wybrać, dania są dobre i sycące. Ceny przyzwoite. Smak Gruzji na Grochowie. Bezcenne :)


23 kwietnia 2015

Lody z papają i tonką.




Tym razem na Marywilskiej w sklepie wietnamskim z azjatycką żywnością wpadła mi w oko duża papaja. Trochę się wahałam czy ją kupić, ale ten czas nie trwał dużo. I zaraz pojawiła się myśl, by zrobić z niej coś pysznego, tym razem na słodko. Skojarzył mi się ten owoc  z filmem wietnamskim " Zapach zielonej papai". Przez to, że film był w wersji oryginalnej z angielskimi napisami mogłam wsłuchać się melodię języka wietnamskiego. Po filmie zaczęłam się zastanawiać nad nauką tego języka,  choćby w zakresie kulinarnym. Bardzo by mi to ułatwiło zakupy składników  spożywczych w sklepach wietnamskich.  Na razie posługuję się sprytnym małym słowniczkiem, który sama stworzyłam na potrzeby mojego gotowania. Wracając do filmu, to pożera się go oczami. A najwięcej jest w nim kojącej zieleni. Nie takiego jednak koloru oczekiwałam. Chciałam koloru soczystego, brzemiennego w w swej intensywności. I nie zawiodłam się.



Składniki
1 duża papaja
150 ml mleka skondensowanego słodzonego
200 ml śmietany kremówki,
1-2 łyżeczki cukru pudru
szczypta tonki ( opcjonalnie )
skórka z 1 limonki

Papaję obrać i wypestkować. Miąższ zmiksować. Śmietanę ubić na lekko sztywno. Dodać mleko skondensowane słodzone. Można do smaku dodać jeszcze trochę cukru. Zetrzeć trochę tonki masy. Wymieszać z pulpą z papai. Wlać masę do naczynia, zamknąć i wstawić do zamrażarki na około godzinę. Masa w naczyniu nie powinna sięgać do brzegów, by można było łatwo miksować.  Po upływie godziny wyjąć naczynie i zmiksować. Czynność powtarzać w odstępach godzinnych kilka razy. Podawać posypane świeżo startą skórką z limonki.






20 kwietnia 2015

Warsztat kuchni uzbeckiej.


Gdy ktoś wspomina coś o kuchni uzbeckiej, to jedyne co do głowy przychodzi to PŁOW. Tak, oczywiście dobry płow, czyli danie z ryżu z baraniną i aromatycznymi dodatkami jest cudowne. Ale na tym nasza znajomość kuchni uzbeckiej się kończy. A szkoda, bo to kuchnia bardzo smakowita i zaskakująca. Zwiedziona ciekawością przyszłam na warsztat kuchni uzbeckiej. Pierwotnie mieliśmy gotować potrawę DIMLAMĘ oraz SZULPĘ. Składników było jednak sporo za dużo, szczególnie bakłażanów i powstało jeszcze jedno danie. Przyznam, że trochę zamieszałam tu ja i było warto. I tak powstała sałatka uzbecka.


Warsztaty kuchni ubeckiej poprowadził Rawszan z Uzbekistanu, razem z właścicielem restauracji " Klukovka" w Warszawie. Rawszan ciekawie opowiadał o kuchni uzbeckiej i Uzbekistanie. Wspomniał o Timurze Kulawym zwanym Tamerlanem. Kiedyś najczęściej używanym mięsem była baranina. Oba dania, która przygotowywaliśmy na niej bazowały. Teraz często używana jest również wołowina. 


Naczynie zwane KAZANEM z żeliwa z grubymi ściankami. To w nim zaczęliśmy przygotowywać danie Dimlama z mięsa, marchewki, cebuli, czosnku, ziemniaków, bakłażana, papryki czerwonej i zielonej, kapusty i przypraw.


Zupa SZULPA na obsmażanych kościach baranich z aromatycznymi dodatkami już perkocze, podczas gdy składniki dimlamy nadal są pieczołowicie układane warstwami w kazanie. To taki rodzaj bulionu, ale dzięki temu że powstaje na kościach baranich i to wcześniej obsmażonych na tłuszczu ma bardzo specyficzny smak. Mnie bardzo odpowiada. Tym bardziej, że istotnym dodatkiem jest aromatyczny kmin rzymski który wprost uwielbiam. I to od pierwszego wejrzenia. Uważam, że wiele kuchni narodowych i etnicznych nie mogłoby się obyć bez kminu. 


Na koniec na daniu dimlama należy położyć duże liście kapusty, tak by szczelnie zakrywały zawartość. Przez to w daniu składniki w środku dania gotują się w swoim sosie, smaki się przenikają i tworzą nowy smak i aromat.



Zupa Szulpa na kościach i mięsie baranim z pysznymi dodatkami zachwyciła mnie tak, że ugotowałam ja w domu zaraz po przyjściu z warsztatu. 


A to sałatka uzbecka głównie na bazie duszonego bakłażana z papryką czerwoną i białą, czosnkiem, cebulą i oczywiście z kminem. 


Dzięki uczestnikom warsztatu krojenie, siekanie szło bardzo sprawnie. I nieprawdą jest powiedzenie o sześciu kucharkach. Wspólne gotowanie stwarza specyficzny klimat. Wrażenie, że to jakby gotowanie plemienne albo w dużej rodzinie. 


Danie jest gotowe, gdy kapusta jest miękka i z łatwością da się przebić np widelcem. 


Wszyscy oczekiwali na ten moment, bo danie pachniało cudownie wprost. Jak zwykle czas na wspólnym gotowaniu i biesiadowaniu upływa szybko, za szybko. 

09 kwietnia 2015

Smaki PRL-u. Serek waniliowy homogenizowany. Serusie radomskie.

To nie jest tekst reklamowy. Chodzi o homogenizowany serek radomski o smaku waniliowym. Smak jaki pamiętam z czasów PRL. Specyficzne opakowanie z aluminiowym wieczkiem i waniliowy smak. Był jeszcze naturalny i truskawkowy smak, ale te nie cieszyły się aż takim " wzięciem", choć nie były złe. Aksamitna gęstość. Serek znikał błyskawicznie. Czasem nawet w Radomiu nie zawsze można go było dostać. Znana była instytucja " spod lady" i ten produkt należał do tych specjałów, jakie były odkładane. Jak już był dostępny, to znikał błyskawicznie. Rzadko bywał jednak składnikiem, bo nie pozostawał długo w lodówce. Przynajmniej u mnie w domu rodzinnym, radomskim domu rodzinnym. Ale wiem, że bywał źródłem inspiracji. U koleżanki kiedyś spróbowałam pysznych placuszków smażonych w głębokim tłuszczu i posypywanych cukrem pudrem. Były trochę większe niż moje, wyglądały bardziej jak racuchy. W przepisie z czasów PRL był cukier waniliowy,  teraz rzadko spotykany. Na rynku jest dostępny cukier wanilinowy, ale ja go nie używam i zastąpiłam go ekstraktem waniliowym. Można też samemu zrobić prawdziwy cukier waniliowy.


Składniki

2 opakowania serka waniliowego radomskiego homogenizowanego
2,5 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego lub
2-3 łyżki cukru waniliowego
3 duże jaja
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki spirytusu
olej rzepakowy do smażenia
cukier puder 

Do dużej miski gdzie jest już serek waniliowy, wbijamy jajka i dodajemy ekstrakt waniliowy. Mieszamy je razem, by składniki dobrze się wymieszały. Wcześniej przesiewamy mąkę pszenną i  łączymy z proszkiem do pieczenia. Do masy serowo- jajecznej dodajemy stopniowo po łyżce mieszaniny mąki i proszku do pieczenia. Po połączeniu dodajemy spirytus stopniowo. Ciasto powinno być jak gęsta śmietana. Do garnka wlewamy ilość oleju potrzebną do głębokiego smażenia. Rozgrzewamy olej i kładziemy na niego porcje ciasta łyżką stołową. Smażymy na lekko złoty kolor. Odsączamy i jeszcze gorące posypujemy cukrem pudrem. Podajemy gorące. 


08 kwietnia 2015

Azjatyckie inspiracje. Makaron zong ( mien dong) z boczniakami królewskimi.


Parę lat temu jadałam czasem w barach, zwanych przez większość ludzi " u  Chińczyka ". Chińczyk ten był  w istocie przeważnie Wietnamczykiem. Wtedy jeszcze nie miałam dużego pojęcia o prawdziwym wietnamskim jedzeniu. Jadło się różne dziwne miksy typu " ryż z mięsem ( wieprzowiną/ kurczakiem / wołowiną ) w sosie np curry z warzywami, 5 smaków, z bambusem, to oczywiście z polską sałatką z kapusty. Mnie jednak zainteresowało danie " Makaron zong smażony z wołowiną ". W porównaniu z innymi daniami smakowało trochę inaczej. Próbowałam robić to danie z makaronem ryżowym, ale nie wychodziło mi jak trzeba. Nie ten kolor i nie ta śliskość i aksamitność makaronu. Aż podczas ostatniej wizyty w Wólce Kosowskiej ujrzałam ten makaron w sklepie z wietnamską żywnością. Tajemnica tkwi w tym, że to nie jest makaron ryżowy, tylko makaron z manioku. I ma ładny lekko beżowy kolor. Po obróbce cieplnej jest aksamitny, lepki i przepyszny. Znakomity do zasmażania. W Wólce kupiłam również boczniaki królewskie i świeże tofu. Kupiłam też  warzywo podobne do cukinii. Ale z dziurką w środku. Nazywa się BENINKAZA SZORSTKA. Postanowiłam stworzyć jakieś danie na jej podstawie. Wyszły nawet dwie wariacje. Obie bezmięsne.


Składniki

250 gr suchego makaronu z manioku ZONG ( Mien Dong )
1 cebula 
2 duże  boczniaki królewskie
1 opakowanie świeżego tofu
lub 2 średnie cukinie
2-3 tajskie papryczki chilli
2 łyżki sosu ostrygowego
2 łyżki sosu sojowego
1/2-1 łyżka sosu rybnego
olej do smażenia
1/2 pęczka kolendry
1/2 pęczka dymki
pędy lotosu marynowane
sok z limonki



Cebulę i grzyby kroimy w kostkę i  obsmażamy na oleju. Dodajemy cukinię i chilli. Dodajemy sosy do smaku. Przygotowujemy makaron i dodajemy do dania. W ostatniej chwili dodajemy pokrojone w kostkę tofu. Wcześniej można go obsmażyć na aromatycznym oleju. Serwujemy z piklami z pędów lotosu i zieleniną.  Można skropić sokiem z limonki.


Beninkaza szorstka nie jest taka szorstka. Wygląda trochę jak duża cukinia z dziurką w środku. Jednak smak jest inny niż cukinii i zapach ogórka.


Składniki

około 15 cm beninkazy szorstkiej
1 duży pomidor
parę gałązek laksy (rau ram)
sos rybny do smaku
olej do smażenia

Przesmażyć na oleju obraną i pokrojoną w krążki beninkazę. Gdy już będzie lekko miękka dodać pokrojone cząstki pomidora. Dodać laksę oraz sos rybny do smaku.